Jakże często stawiamy mnóstwo zarzutów odnośnie czytelność naszej wiary. Twierdzimy, że jest ona skostniała. Nie nadaje się na dzisiejsze czasy. Jest zbyt restrykcyjna i wymagająca. Można dostrzec postulaty, w których nie barak zarzutów o hipokryzję, czy wręcz zafałszowanie nauki Jezusa. Skąd biorą się takie wnioski i nastawienia. Odpowiedź można znaleźć bardzo szybko.
Chociażby wracając pamięcią do historii, zmarły w 1948 roku hindus Mahatma Ghandi, był zafascynowany postacią Jezusa, bardzo często możemy w jego przemówieniach znaleźć odniesienia do Ewangelii, do nauczania Jezusa. I pojawia się w tym momencie retoryczne pytanie, skoro był tak zafascynowany Jezusem i Jego nauką dlaczego nie został chrześcijaninem? Otóż to, dlaczego? Ponieważ widział nieczytelne, rozdwojone, niekonsekwentne życie chrześcijan. Zarzuty, które formułujemy, tak naprawdę stawiamy je przed samymi sobą. My ochrzczeni, ludzie wierzący musimy się z nimi zmierzyć. Jest dzisiaj to bardziej konieczne niż kiedykolwiek.
Scena przy studni Jakuba w samarytańskim miasteczku Sychar pozwala na zatrzymanie się i zmierzenie się z tym wszystkim co jest niespójne w naszym życiu codziennym, a co powinno jasno i czytelnie mówić całemu światu, każdemu napotkanemu człowiekowi o Jezusie i o naszym zachwyceniu się Nim.
Dialog kobiety samarytańskiej z Jezusem pozwala na odkrycie tego co jest najważniejsze w życiu wiary. Pierwsza i chyba najistotniejsze jest to żeby tak jak Samarytanka, autentycznie z Jezusem się spotkać, wejść z Nim w żywy i pełny dialog. Spotkanie z Jezusem, na modlitwie. Postawmy sobie proste pytanie: ile czasu w ciągu dnia przeznaczamy na modlitwę? Ten czas nigdy nie będzie czasem zmarnowanym. To spotkanie musi mieć miejsce jeżeli chcemy być czytelni jako ludzie, którzy spotkali Jezusa w swoim życiu. Jeżeli tego spotkania nie ma, czy jest ono bardzo znikome, od razu można sobie powiedzieć, że obraz naszej wiary będzie zafałszowany. Nie będzie też przesadne stwierdzenie, że brak tego spotkania spowoduje obumieranie naszych relacji z Jezusem. To wszystko będzie tylko ułudą i fałszem. Kto z fałszywego obrazu może wyprowadzić prawdziwe wnioski? To spotkanie Samarytanki z Jezusem w tym wniosku jeszcze bardziej mnie utwierdza. Ona w tym spotkaniu chciała trwać, wylewała cała siebie, pragnęła prawdziwej wody i pozostała. To spotkanie się rozwijało. Trzeba zapytać siebie, czy nasze spotkanie z Jezusem się rozwija, czy pragniemy wody żywej, wiary żywej?
Następne znamię chrześcijanina, które wynika ze spotkania Samarytanki z Jezusem to uznanie w Jezusie Syna Bożego. I implikacja idąca dużo dalej, to oddawanie czci w duchu i prawdzie. Wszystko co czyni chrześcijanin bierze początek od Jezusa i do Niego zmierza. Jest czynione w Jego duchu. To wszystko potrzebuje identyfikacji autentyczności. Tak jak obraz potrzebuje weryfikacji, która jest stopka artysty. Życie człowieka zafascynowanego Jezusem, człowieka wierzącego jest jak pięknie to wyraził nieżyjący już ks. Józef Majkowski, wieloletni duszpasterz akademicki z Warszawy, w jednej ze swoich piosenek, przyoblekanie wiary w czyn. Spotkanie z Jezusem w akcie wiary rodzą konkretne czyny. To jest ta bezpośrednia identyfikacja. Takich to czcicieli chce mieć Ojciec Niebieski. Bardzo kategorycznie to znamię, jako dowód autentyczności wiary znajdujemy w liście św. Jakuba, apostoła: Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków.
Dalszy ciąg zdarzenia przy studni Jakuba pokazuje, ze spotkanie z takim autentycznym życiem wiary, z którego rodzą się konkretne zachowania, konkretne owoce są najlepszą formą ewangelizacji. W takim momencie nie potrzeba argumentów intelektualnych. Świadectwo spotkania, świadectwo życia jest na tyle czytelne, że potrafi się obronić samo. Tu już nic więcej nie trzeba dodawać. Te wszystkie znamiona prawdziwej wiary Jezus wykłada nam przy studni Jakuba.
Kończąc to zatrzymanie się przy studni Jakuba na spotkaniu z Jezusem i Samarytanką, postawmy sobie pytanie, takie bardzo osobiste: czy jest w nas więcej krytycyzmu, czy raczej próby życia tym co nam Jezus przekazał? I w tym momencie przypomina mi się pewna historia. Nicky Cruz był przywódcy nowojorskiego o ile dobrze pamiętam gangu Mao-Mao. To człowiek, który był bardzo daleko od Boga, mający na sumieniu prawdopodobnie życie ludzkie. Pewnego dnia w barze spotkał pastora, który wypowiedział jakże prozaiczne słowa, zadałoby się nic nie znaczące: Nicky Jezus Cię Kocha! Te słowa zapoczątkowały lawinę zdarzeń. Najpierw pastor otrzymał od Nickiego policzek, a potem, potem to już było zmaganie się Jezusa z Nickim. Zmaganie i spotkanie, spotkanie, które zaowocowało prawdziwością życia wiary, Nicky został pastorem. Możliwe?! Tak! Wielki Post i zbliżające się rekolekcje są szansą, aby przyoblec naszą wiarę w czyn i nie być tylko słuchaczami.
Amen.