Dzień 22 grudnia 2004 bardzo długo będzie tkwił w mojej pamięci. Otóż w czasie załatwiania przeróżnych spraw trafiłem na moment do Biskupca. Zaparkowałem auto i poszedłem do apteki. Kiedy wsiadałem do samochodu podszedł do mnie młodzieniec i zapytał czy przypadkiem nie jadę w kierunku Mrągowa. Chciał się ze mną zabrać na stopa. Niestety, ale mój kierunek jazdy był przeciwny. Jeszcze kilkanaście minut siedziałem w samochodzie mając zamiar zaraz odjechać. Widziałem jak młodzieniec z siatką szuka okazji, aby zabrać się choćby do krzyżówek. Zatoczył krąg wokół parkingu i trafił znowu do mnie. Nie wiem czy zapomniał, że już żeśmy rozmawiali ze sobą. Twarz chłopca była bardzo smutna, był zziębnięty. Kiedy odszedł od samochodu zawołałem go, bo cos mnie tknęło. Coś rozlało się silnym strumieniem po mojej duszy. Zapytałem go dokąd chce jechać. Okazało się, ze niecałe 5 km w kierunku na Mrągowo.
I tutaj zaczęła się opowieść, która jeszcze bardziej mnie poruszyła. Opowieść wigilijna. Młodzieniec ucieszył się, ze go zawiozę do jego wioski. Pochwalił się, że udało mu się załatwić trochę jedzenia na święta, dla rodziny. To zrobiłeś zatem zakupy - zapytałem. Odpowiedź była zaskakująca - nie proszę Pana załatwiłem - nie mamy pieniędzy na zakupy. Kiedy zacząłem z nim rozmawiać i starając się jeszcze bardziej zrozumieć, okazało się, że matka wyrzuciła ich z domu, cała piątkę wraz z ojcem, chorym na schizofrenię. On jest najstarszy, a więc czujący się obowiązku zatroszczyć o zaopatrzenie domu na święta. Łukasz bo takie jest imię chłopca jest uczniem I klasy gimnazjum. Opowiedział mi tez, że ojciec nie ma już renty bo ZUS go "uzdrowił". Postawił zasadne pytanie - proszę Pana, ale przecież schizofrenia nie jest uleczalna? Co miałem powiedzieć?
I tak sobie pomyślałem Jezu dobrze, że mnie wpakowałeś na ten parking, dobrze, że dałeś mi przeżyć to spotkanie. Postawiłeś mnie, abym zaradził chociaż w jakiś sposób na święta tej rodzinie. Podwiozłem Łukasza do wioski, pięknie podziękował. Był szczęśliwy, że wracał do domu z zaopatrzeniem. Jego oczy się uśmiechnęły, a moje serce stopniało. I przypomniała mi się inna scena. Scena sprzed dwóch tysięcy lat. Ona była brzemienna, miała na mię Maria, on był stolarzem miał na imię Józef. Ich czas i miejsce to spis ludności w Carstwie Rzymskim zarządzonym przez Cezara. I tak jak Łukasz chodzili od domu do domu, od gospody do gospody i nikt ich nie chciał przyjąć. Nikt nie chciał okazać pomocy. Historia jak mawia przysłowie kołem się toczy. Zatem w ten święty czas potrzeba postawić bardzo konkretne pytanie. Dlaczego świat boi się Jezusa, malutkiego dziecka, dlaczego świat i ludzie nie chcą Go przyjąć? Po spotkaniu z Łukaszem uświadomiłem sobie, że też w jakiś stopniu zamknąłem drzwi przed Panem w osobie tego młodego chłopaka. Rozważając całą tą sytuację i chcąc udzielić odpowiedzi na pytanie wyżej postawione nasuwa mi się pewien program, który warto nakreślić, aby otrzymać obiektywną prawdę o lekach świata i człowieka.
Lęk pierwszy - to obawa o swoje status quo. Tak jak król Herod czuł się zagrożony przyjściem Mesjasza. Wydawało mu się, że jego tron jest zagrożony. Tak człowiek boi się, że spotkanie z Jezusem wywróci do góry nogami jego świat. Świat interesów, nieuczciwych interesów będzie zagrożony. Drugi człowiek nie będzie już tylko przedmiotem, instrumentem ,ale podmiotem działań. Ekonomia będzie musiała mieć ludzka twarz. To jest niestety za dużo dla współczesnego człowieka!
Drugi lęk to pokój. Człowiek boi się pokoju, a przecież przyjęcie Jezusa to przyjęcie orędzia pokoju. Wojny trwają w nas. One później już tylko eksplodują podsycone przez nieuczciwości polityczne, ekonomiczne czy etniczne i zmieniają swoja formę. Następuje eskalacja poza sercem człowieka. Ona się rozlewa na całe państwa, systemy, narodowości. Maleńki Jezus w Betlejem pokazuje jak pokój realizować w codzienności. Tam w betlejemskiej grocie panuje cisza. Tak skorzystaj z ciszy, wejdź w nią, zanurz się w sobie, a wtedy osiągniesz pokój. W chaosie dnia codziennego, we wrzaskach i hukach, nie usłyszysz, ani siebie, ani drugiego człowieka. Bardzo mocno to do mnie dotarło kiedy ostatnio mocniej chciałem wejść w modlitwę głębi poprzez medytację. Cisza odziera człowieka z fałszu, odkrywa piękno, ale też pokazuje słabości. Dlatego, tak trudno człowiekowi wejść w ciszę, bo ona nas demaskuje, i dopiero wtedy pozwala zaznać pokoju serca.
Trzeci lęk. To lęk miłości. Człowiek współczesny boi się miłości proponowanej przez Jezusa. Ukazanej tak pięknie w całym zdarzeniu z Betlejem, skonkretyzowanej w Maryi i Józefie jako rodzicach. Lek przed miłością, która wymaga. Jest otwarta, ale ma podstawowe nienaruszalne fundamenty. Nie hołduje egoizmowi, ale wprost przeciwnie przekształca człowieka w wymiarze społecznym. Pokazuje istotę naszego przebywania na ziemi. Człowiek jest istota społeczną, nie może żyć sam dla siebie. Jest zadaniem dla innych, a oni są zadani dla niego. Kapitalnie zreplikował to Tomasz Marton, amerykański trapista: "Nikt nie jest samotną wyspą, każdy jest
cząstka jakiegoś lądu, cząstka kontynentu." Miłość stawiając swoje wymagania pozwala odkryć ten ląd, zeksplorować go i uczynić go pięknym. Tej miłości boi się człowiek, a Jezus na nią stawia, od samego początku. Świat natomiast odrzuca jej wymagania i wyrywa z jej kontekstu tylko to co mu pasuje, a co tak naprawdę nie ma nic wspólnego z miłością.
Czas na najnowszy lęk - to lęk wyrażający się w poprawności politycznej. Mamy święta, ale nie wiemy jakie. Nie można w nich mówić o Jezusie, bo to może urazić innych. Są swięta narodzenia, ale kogo skoro nie można śpiewać kolęd i robić jasełek w szkołach, bo to niepoprawne politycznie. Co zatem jest poprawnie politycznie. Poprawnie politycznie jest w imię ekonomii okradać miliony ludzi i wysyłać ich na wojny w imię interesów i nabijania sobie kieszeni. Politycznie poprawne jest zmieniać, zafałszowywać prawdę i przy pomocy mediów szczuć człowieka na człowieka. Poprawnie polityczne dzisiaj jest w imię źle pojętej tolerancji, która tak naprawdę nic nie ma wspólnego ze zanoszeniem kogoś czy czegoś, ale ma być uległością i przyjmowaniem jego systemu wartości nawet jeżeli jest on błędny i pokręcony. Gdzie człowiek staje się tylko instrumentem. To jest poprawnie polityczne. Jeszcze więcej tych lęków poprawności politycznej można znaleźć, ale to nie jest ważne. Ważne jest stwierdzenie faktu.
Ale trzeba pamiętać o jednym, że Jezus Syn Boży narodził się Betlejem. On jest Synem Bożym, Bogiem, który jest z Nami. My dzisiaj Go przyjmujemy. On przyszedł do swojej własności i my chcemy otworzyć mu swoje serca widząc, że te leki zostaną przeminione i z nich wyrośnie to, co jest naprawdę najcudowniejsze na świecie - człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Człowiek - nowe stworzenie w Jezusie Chrystusie.
Amen.