III Niedziela Wielkanocna

Łk. 24, 13 - 35
Jezus jest bliżej nas niż my sami siebie.

Uczniowie w drodze do Emaus, przypominają każdego z nas. My też jesteśmy w drodze. Tą droga jest nasze życie. Każda chwila, każdy moment na nią się składa. I bardzo często stajemy zakłopotani, zamyśleni, przestraszeni, pełni lęku. Tak jak zresztą cała nasza współczesność jest naszpikowana tymi lękami. Mają one różne zabarwienie. Są to frustracje zawiązane z pracą lub jej totalnym brakiem. To znowu nie widzimy perspektyw na przyszłość, gdyż zawaliło się coś w naszym życiu. I wydaje się nam, że nie ma wyjścia z tego błędnego koła zdarzeń. Ta samą sytuacje przeżywali uczniowie. Ich droga do Emaus była bardzo trudna, pogrążona w zadumie i wielkiej boleści. Przecież wiązali z Jezusem swoje nadzieje. Co więcej na tej drodze w swoim braku perspektyw, boleści, zadumy nawet nie dostrzegli Jezusa, który do nich się przyłączył i zaczął z nimi rozmawiać. Ta sytuacja uczniów pokazuje bardzo wyraźnie, że są takie momenty w życiu, które nas oddalają od Jezusa. On ujmuje to jako niemożność uwierzenia - mówi wprost "jakże wasze serca są nieskore do wierzenia". Postawmy sobie zatem pytanie, do którego skłania nas dzisiaj Jezus: co jest powodem naszego oddalania od Niego? Albo jeszcze inaczej: co nie pozwala nam dostrzec Jego obecności w naszym życiu?

Kiedy dobrze spojrzymy na cała sytuację uczniów zmierzających do Emaus to punkt, po punkcie odnajdziemy przyczyny naszej niemożności przeżycia prawdziwego spotkania ze zmartwychwstałym Panem.

Pierwsza sprawa to za dużo naszego rozprawiania, rozgadania w sensie ludzkich dociekań. Chcemy Jezusa ustawić pod nasze dyktando. Nałożyć na Niego nasze stereotypy myślenia i zachowania. I co jest chyba najistotniejsze, że hierarchię wartości, wszelkich wymagań układamy według naszych zapotrzebowań. Tak jak zrobili to uczniowie. Mesjasz miał być królem, który wyzwoli ich spod rzymskiego panowania i koniec. Tylko taka wersja zdarzeń wchodziła w rachubę. Dlatego po zmartwychwstaniu mają problem, aby zobaczyć Jezusa, chociaż On jest tak blisko. Nasze ludzkie spojrzenia na Pana, na Zmartwychwstanie przesłania Jego widok, nie pozwala nam Go dostrzec.

Drugi taki ważny moment, który widzimy u uczniów, to bardzo mocno rozrośnięty egoizm - a myśmy się spodziewali - nie ważne co Jezus ma do powiedzenia, ale jakie są nasze plany. Nie istotny jest drugi człowiek, ale jestem ważny JA. Moje stanowisko, moje zdanie, nawet jeżeli nie mam racji, to trudno mi się do tego przyznać. A wielkość człowieka tkwi w umiejętności przyznania się do błędu, do słabości, do grzechu, a egoizm skutecznie to blokuje. Egoizm jest tą cechą, tą wadą, która ustawia nas na płaszczyźnie, lepiej nie widzieć, bo może się coś z nami stać. I to bardzo mocno wychodzi już w czasie rozmowy uczniów z Jezusem. Ty chyba jesteś, jedynym z tych, którzy nie wiedzą co się stało, co więcej nasze niewiasty nas przeraziły, były u grobu i mówią, że widziały aniołów, którzy twierdzą, że On żyje. Egoizm sparaliżował ich strachem, sparaliżował do tego stopnia, że bali sobie przypomnieć to wszystko co Jezus im mówił, czego nauczał. Tak samo jest z nami, egoizm blokuje nas w spotkaniu z Jezusem. W spotkaniu również z drugim człowiekiem. Strach przed tym, że jeżeli ustąpię, jeżeli otworzę się na Jezusa i przypomnę co do mnie mówił, będę musiał zmienić moje życie. Tak jak uczyniły to niewiasty. Miłując Jezusa, nie swoje ludzkie wersje zaczęły głosić, a radosne zmartwychwstanie.

Trzeci element, który poniekąd wiąże się z egoizmem to nieumiejętność czy wręcz niechęć słuchania Jezusa! To jest ciągłe, uporczywe stanie na płaszczyźnie własnego stanowiska i nadawanie, ciągłe włączenie swojego odbiornika na sygnał nadawczy, a nie ma w ogóle odbioru. Jezus podkreślił to rugając uczniów za to, że nie chcą wierzyć Bogu. Nie chcą się otworzyć i posłuchać tego wszystkiego co Bóg ma do powiedzenia. A mówi przez swoje słowo u Mojżesza, w Psalmach. Dlaczego dają posłuch swoim imaginacjom? Natomiast nie ma posłuchu dla Boga. To są elementy oddalające nas od Pana.

Ale przypatrzmy się tej drodze, tam jest też piękne zakończenie. Zobaczyć Jezusa, zacząć żyć Nim i żyć radością wiary - to czasami Go przymusić swoją postawą. Pokazać, że chce się słuchać, choć moja słabość, mnie w tym krępuje. Moja słabość przeszkadza. Jezus wtedy zostanie. Siądzie z nami przy stole i wtedy, wtedy zobaczymy jak jest blisko nas. Oczy nasze się otworzą i wszystkie leki prysną. Zacznie dzielić chleb i pobłogosławi kielich. Będzie z Nami. Postawi wymagania, ale one nas wyzwolą, od leku.

Zatem wsłuchajmy się w słowa Jana Pawła II: nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi. Otwórzmy je, każdy jak potrafi i żyjmy pełnią wiary w zmartwychwstałego Pana.
Amen.

[ Archiwum Słowa na Niedzielę i Święta ]