IV Niedziela Zwykła

Mt. 5, 1 - 12a
Recepta na szczęście zawarta w błogosławieństwach.

Kiedy staram się zatopić w scenę, która tak plastycznie oddał ewangelista to przychodzi nieodparta chęć, aby ją uwspółcześnić. I wyobrażam sobie tysiące zabieganych ludzi w wielkich metropoliach, wyobrażam sobie wtedy naszą miejscowość w sezonie i kiedy zamykam oczy widzę Jezusa, który staje pośród nas i zaczyna nauczać. Chce powiedzieć nam coś bardzo ważnego. Postawmy sobie pytanie: czy potrafimy się zasłuchać w Jego sławach? Czy mamy odwagę zatrzymać się nad treścią tego nauczania? Czy jest w nas wystarczająca motywacja, aby odczytać wielkość tych słów i zrealizować je w codzienności? Co więcej: czy dostrzegamy jak współczesne i aktualne jest dzisiejsze nauczanie Jezusa? Czym dla człowieka współczesnego mogą i czym w rzeczywistości są błogosławieństwa wypowiedziane przez Pana?

Każda społeczność, aby mogła dobrze funkcjonować potrzebuje swoistego programu. Program ten musi zawierać prawa i obowiązki. Muszą one być respektowane. Przekroczenie ich obwarowane jest konsekwencją katastrofy, wypadku, który dotknie człowieka bezpośrednio lub co gorsza stanie się przyczyną krzywdy wyrządzonej innym. Takich programów poszukujemy na przestrzeni dziejów. Różnego rodzaju dokumenty prawne, konstytucje deklaracje, w końcu cała machina demokracji ma być tym panaceum w funkcjonowaniu człowieka i odnajdywaniu przez niego największego jego pragnienia - szczęścia! Dlatego warto zasłuchać się w nauczanie Jezusa, zastanowić się nad treścią słów, które kieruje. Właśnie tam na tej górze i dziś kiedy zamkniemy oczy i wyobrazimy sobie Jezusa, który mówi bezpośrednio do mnie usłyszymy coś co jest niesamowite, czego tak pragniemy - błogosławieni czyli szczęśliwi. Krok po kroku Jezus daje w tym nauczaniu receptę na szczęście. Szczęście w wymiarze bardzo szerokim. Ta recepta odnosi się do doczesności, ale wychodzi daleko poza nią - jest bowiem receptą również na szczęśliwą wieczność. Zobaczmy na jakie to sprawy Jezus kładzie nacisk w naszej drodze, ku szczęściu. Pokój, miłosierdzie, czystość, sprawiedliwość, umiejętność właściwego zarządzania dobrami doczesnymi, pokora, umiejętność współżycia w własnym środowisku w duchu miłości to są pragnienia człowieka - to jest recepta na szczęście. Jest to program do zrealizowania. Bardzo konkretny i stabilny. I w zamyśleniu nad tym programem przypomina mi się przepięknie go ilustrujący esej księdza biskupa Józefa Zawtitkowskiego, zatytułowany "Dziadkowe pszczoły":

W dzieciństwie bałem się pszczół, bo po ukąszeniu przez pszczołę bardzo puchłem, z tym większą zazdrością patrzyłem na dziadka, który szedł do pszczół bez maski, bez osłony, owszem, z zapiętymi rękawami koszuli, aby przez krótki czy zawinięty rękaw nie powędrowała dalej zagubiona pszczoła. Dziadek był dobrym pszczelarzem. Obsługiwał pasiekę dziedzica w Żdżarach, pana Łockowskiego. Pan dziedzic posłał go na kurs do Poznania. Miał więc dziadek trochę wiedzy teoretycznej, ale więcej doświadczenia. Lubiłem słuchać opowiadań dziadka o tajemniczym życiu pszczół. To bardzo zorganizowana społeczność. Jest jedna królowa-matka. Ona znosi jajeczka, z których wylegają się pszczoły. Ojcem pszczółek jest truteń. Matka-królowa nie pracuje. Oni zajmują się rodziną. Pszczoły otaczają ich troską. Żywią ich, bronią w razie niebezpieczeństwa. Z jajeczek legną się też trutnie, ale tych darmozjadów pszczoły zabijają. Zostawiają tylko jednego. Kiedy w rodzinie jest już za dużo pszczół, królowa wychowa nową matkę, i część pszczół z matką musi opuścić stary ul. Dziadek, znając czas wyrojenia, przygotowywał nowy, czysty, uprzątnięty ul, z ramkami miodu na zagospodarowanie młodej pszczelej rodzinie. Jeśli pszczoły nie trafiły do nowego ula, matka siadała na gałązce drzewa, szczelnie otaczał matkę kłębuszek pszczół, aby nowej królowej nie stało się nic złego. Rozrojenie się pszczół dzieje się w czerwcu, aby w ciągu lata nowa rodzina pszczela mogła się zagospodarować i nazbierać zapasów miodu na zimę Na taką przeprowadzkę wybierają pszczoły ustaloną, słoneczną pogodę, bo w deszcz albo w pochmurny dzień mogłaby ucierpieć królowa.

Kiedy zmęczeni wracaliśmy od żniw, dziadek brał słomianą poduszkę i odpoczywał przy ulu.
- Dziadziuś! I one cię nie pogryzą?
- Nie. Pszczoły są dobre, zajęte pracą. Gniewają się na tych, którzy im przeszkadzają albo którzy źle pachną. Pszczoły rozmawiają ze sobą. Czasem z radości śpiewają. Pokazują i mówią, jaka będzie pogoda Gdy zbliża się deszcz, wtedy się spieszą, są podenerwowane i nie wolno wtedy im przeszkadzać.

Przynosił dziadziuś na podwieczorek plaster miodu w ramce. O, jak ten miód pachniał. Każde naczynko plastra napełnione miodem było zamknięte. Jeszcze nienapełnione do końca, było częściowo otwarte. Wtedy wyciekał miód. Miał dziadek taki przyrząd, który z niemiecka nazywał się centerfuga, a po naszemu wirówka. Wkładał dziadek plaster miodu w ramce, kręcił i z naczynek plastra spływał czysty, złoty miód. Nie zawsze był złoty, bo gdy kwitła gryka, jesienią wrzos, to miód był ciemno brązowy. Gdy z plastra spłynął miód, dziadek oddawał plaster pszczołom, ale przedtem znów był wykład.
- Zobacz, dziecko, jakie te pszczoły mądre. One same budują sześcioboczne naczynka. Naczynka są idealnie równe, przystają do siebie i jest to najlepiej wyliczona kubatura, aby pomieściła jak najwięcej miodu.
- Dziadziuś,a kto je tak nauczył?
- To ci opowiem, jak będziemy robić świece.

Opowiadał też dziadziuś, że pszczoły to są panienki. One nie wychodzą za mąż. One są dziewice. Nie rozumiałem, co to jest dziewica, ale to musi być ktoś bardzo ładny jak moja siostra Miriam, nazaretanka. Dziadek był pod Radzyminem w roku 1920. Uważałem go za bohatera, a dziadziuś tłumaczył, że pszczoły to są prawdziwe bohaterki, bo jak już stają w obronie królowej - to na całego. Gdy pszczoła ukąsi, to musi umrzeć, bo zostawia żądło w ukąszonym wrogu i już nie ma czym jeść. - Ojej! Musi umrzeć? - Tak. Jak pszczoła walczy, to aż na śmierć, na całego. Martwił się dziadziuś, że wtedy, gdy jest czas opryskiwania sadów i pól zginie wiele pszczół, które się zatrują trucizną oprysków.

Do szkoły i kościoła chodziłem lipową aleją. Gdy kwitły lipy, pracowały tam roje pszczół. Pachniało miodem, a ja chciałem usłyszeć, o czym mówią i jak śpiewają pszczoły. Zużyte plastry, już bez miodu, zbierał dziadek na tak zwany susz. Przyszła zima, w domu znów zapachniało miodem, a dziadek topił susz w dużym garnku. Gorący susz wlewał do worka, a tata z wujkiem drążkiem wyciskali wosk tak jak się wyciska ser. Worek leżał na desce, a wosk spływał do naczynia z wodą. Lubiłem te figury z wosku, jak dziewczyny w andrzejkowy wieczór. W worku zostały brudy z suszu, a czysty wosk topił dziadek jeszcze raz i było odlewanie świec. Knoty do świec robił tata. Knot musiał być odpowiedni do grubości świecy: zbyt cienki gasł, a za gruby topił za szybko Gdy była już czysta forma świec i naciągnięty Formę, napełnioną woskiem, knot, nalewał dziadek do blaszanej formy gorący wosk. trzeba było schłodzić w wodzie, i gdy już zastygł wosk, otwierało się formę i była gotowa świeca. Trzeba było ją oczyścić z nierówności i położyć na równej, czystej desce, żeby się nie skrzywiła.
- Dziadziuś, po co robisz tyle świec?
- Bo to, dziecko, do kościoła. Na wielkie święta będą się palić w ołtarzu nasze świece
- A te małe dla kogo?
- Też do kościoła. One będą się palić wtedy, gdy będzie wystawiony Pan Jezus w monstrancji.
- Dziadziuś, to tak blisko Pana Jezusa będą nasze świece?
- Tak, wnusiu, tak blisko.

Chyba dziadek wtedy płakał, ale nie chciał tego pokazywać. Co ten dziadek przeżywał wtedy, gdy na ołtarzu paliło się tyle jego świec? Ja też na święcenia kapłańskie miałem swoją woskową, pachnącą świecę, ale dziadziusia już nie było. Dziadziuś zmarł 25 marca, na Zwiastowanie, a na wsi mówili, w święto Matki Boskiej Zagrzewnej Dziwnym dla było to, że tak wcześnie, wszystkich kiedy jeszcze pszczoły nie miały odwagi wychodzić z ula, kilka pszczół wleciało do domu i do izby, gdzie złożony był dziadziuś. Były nieustępliwe. Siadały na jego buzi na rękach. Płakaliśmy wtedy. Pszczoły są dobre, potrafią dziękować i żegnać tych, którzy je kochają. Byłem wtedy diakonem i w kościele Sióstr Wizytek śpiewałem po łacinie orędzie wielkanocne, przepiękny Exultet. A jest tam taka pochwała dla pszczół i dla wielkanocnej świecy: W tę noc pełną łaski, przyjmij, Ojcze Święty, wieczorną ofiarę uwielbienia, którą Ci składa Kościół Święty, uroczyście ofiaruję tę świecę, owoc pracy pszczelego roju. Znamy wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on używając światła, nie doznaje jednak uszczerbku, żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła. To aż tak uroczyście chwali Kościół pszczoły, pracowite dziewice i bohaterki? A ja wtedy wspominałem dziadziusiowe pszczoły i dom szczęśliwy mlekiem i miodem płynący. Mam przed sobą od Pana Sławomira Kowalskiego śliczny obrazek Matki Bożej Królowej Pszczół. I dziwię się, dlaczego ani J. Ejsmond, ani ks. J. Twardowski nie napisali wezwania o Królowej Pszczół. Nazywają Matkę Bożą Lipą pachnącą, Wierzbą płaczącą, Zielarką Przydoniecką, Gosposią Śląską, Opiekunką Skowronków, Jaskółek Matką, a mnie brak: Pracowitych Pszczół Królowo, Dziewico słodka i czysta, z lipowym miodem w garnuszkach w sadzie między ulami. Módl się za nami. Nie martwcie się, Czcigodni Pszczelarze, Matka Boża jest Królową Pszczół, Regina Apium. Tylko dbajcie o pszczoły, a ludzie będą pracowici, ofiarni na całego. Dziewczyny przypomną sobie, co to znaczy być dziewicą, a kraj ten będzie znów mlekiem i miodem płynący.

Ten esej ilustruje jak potrzeba nam wejścia i wykorzystania tej recepty, którą otrzymaliśmy od Jezusa. Warto sprawdzić! Ona się sprawdziła w życiu wielu ludzi. Ja zaczynam już o dziś, a Ty będziesz jeszcze czekał na gwiazdkę z nieba, na namiastki szczęścia. Czy chcesz spróbować zawalczyć o szczęście w doczesności i wieczności?
Amen.

[ Archiwum Słowa na Niedzielę i Święta ]