XXXIII Niedziela Zwykła

Mt. 25, 14 - 30
Wiara w Jezusa zakłada konieczność rozwoju!

Nasze dzisiejsze rozważanie rozpocznę od postawienia pytania: Czy słowa zawarte przez Jezusa w przypowieści o talentach dotyczą każdego z nas? Co jest najbardziej istotnego w tym przesłaniu? Myślę, że trzeba odnaleźć w tej przypowieści środek ciężkości, który jest najistotniejszy. Na drodze odkrywania tej tajemnicy niech nam towarzyszy pewne zdarzenie z życia młodej kobiety.

Otóż: Jedna z córek madame de Gaye Francoise była przyczyną wszelkich kłopotów: psotnica, zawsze wpadająca w jakieś tarapaty, efant terrible. Jednakże rodzina miała przeżyć prawdziwy szok, gdy zaczęła studiować medycynę na uniwersytecie w Paryżu. Wyprowadziła się z domu i związała z jakimś dziwnym artystą bohemy z dzielnicy łacińskiej. Żerował na niej przez kilka lat, chcąc utrzymać siebie, swój dziwaczny i wystawny styl życia, oraz grupę anarchistów, którzy upatrywali w nim swojego guru, przynajmniej wtedy, gdy był trzeźwy. Pewnego dnia niespodziewanie przeżyła dramatyczne wydarzenie, które zmieniło jej życie. Na dworcu Du Nord zdarzył się straszny wypadek, zginęło kilkoro ludzi, a wielu zostało rannych. Do pomocy wezwano Francoise, która asystowała jednemu z chirurgów. Lekarz ten był zmuszony amputować obie nogi osiemdziesięcioletniej kobiecie, uwięzionej pod jednym z wagonów. Francoise zajmowała się nią w drodze do szpitala. I właśnie ta kobieta zupełnie odmieniła jej życie.

W szpitalu Francoise zauważyła, ze staruszka ma pod ubraniem miniaturę franciszkańskiego sznura. Okazało się, że należy do Trzeciego Zakony Świętego Franciszka. Jednak największe wrażenie wywarł na Francosie niezwykły hart ducha starszej pani, to, w jaki sposób zanosiła z odwagą straszliwy ból. Był w niej coś, czego wcześniej nie spotkała u nikogo, a co ją do niej przyciągało, ale nie tylko jako lekarza. Pragnęła z nią być, po prostu jako zwykły człowiek. Po pewnym czasie biedaczka zaczęła słabnąć i Francoise musiał jej powiedzieć, że nie można już więcej nic zrobić i że umiera. W chwili gdy, kobieta usłyszała te słowa, otworzyła ramiona i powiedziała: Witaj, Siostro Śmierci! I odtąd nie chciała już przyjmować żadnych środków uśmierzających ból ani niczego jeść, dopóki nie upewniła się, że jedzenie nie zawiera leków. Ból musiał być straszliwy, jednak ona nigdy nie okazywała, jak bardzo cierpi. Była medycznym fenomenem. Z całego szpitala przychodzili lekarze i pielęgniarki, aby zobaczyć pacjentkę, która zachowywała całkowity spokój, mimo doznawanej męki. Przychodzili zobaczyć pacjentkę, a odchodzili przekonani, że widzieli świętą. Nie tylko z takim hartem znosiła ból, ale zdawało się, że on jej przynosi prawdziwa radość. Otaczający ją głęboki, prawdziwy pokój udzielał się wszystkim, którzy się przy niej znaleźli. Było jeszcze coś bardziej nieuchwytnego, co mogłoby się wydawać naciągane, gdyby nie to, że doświadczała tego taka osoba, jak Francosie, która w tym czasie była zagorzałą ateistką. Wokół kobiety unosił się silny, słodkawy zapach, całkowicie rozpraszający odór gangreny, która zagnieździła się w jej kikutach. Dziwne było to, że niektóre osoby go czuły, inne nie, chociaż wszyscy bez wyjątku doświadczali spokoju i radości którymi promieniowała do końca.

Francosie była przy niej do końca, kiedy umierała dosłownie w zapachu świętości. Za nim wydała ostatnie tchnienie wyciągnęła rękę i wcisnęła coś w dłoń swej opiekunki, a potem umarła. Był to franciszkański sznur, który starsza kobieta miała przy sobie do końca. Przesłanie było jasne, przynajmniej dla Fracoise.

W przeciągu tygodnia rozstała się ze swoim kochankiem, anarchistami i pogodziła z Kościołem, w którym została wychowana. Potem poszukała O. Claude'a, który obiecał jej duchowe kierownictwo i przyjęcie do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka. Zanim przedstawił ja innym świeckim franciszkanom w Paryżu - powiedział - Będziesz musiała spędzić rok jako nowicjuszka, a to oznacza, że będzie podlegała mistrzyni nowicjatu. Zgodziła się chętnie, zupełnie nieświadoma faktu, że mistrzynią nowicjatu była jej własna matka, której nie widziała od przeszło trzech lat.

Pojednanie było szczęśliwe. Francoise od razu podporządkowała się matce nie tylko jako nowicjuszka, ale także jako posłuszna córka, wprowadziła się z powrotem do dawnego domu. Zaraz po wstąpieniu do Trzeciego Zakonu wyjechała na misje jako lekarz. Po powrocie z misji wstąpiła do monasteru wspólnoty monastycznej we Włoszech.

Ta historia pokazuje na czym jest umocowany środek ciężkości w przypowieści Jezusa. Jest to troska o rozwój wnętrza człowieka. Troska o rozwój żywej wiary. Jej autentyzmu. Pokazują to wyraźnie bohaterowie przypowieści. Pierwszych dwóch ochoczo przejawią tę troskę. Angażują swoje siły. Bardzo poważnie podchodzą, do daru jaki otrzymali. Nie lekceważą tego, że w oczach ich Pana są to drobiazgi, dla nich jest to największy skarb.

Ale jeden z bohaterów nie podziela tego zachowania. Z darem, który otrzymał nie chce się posługiwać, nie chce go pomnożyć, mnie chce się dzielić. Taka postawa pokazuj, że człowiek może odrzucić dar Boga. Jednak nie pozostaje to bez konsekwencji. Bóg czeka na człowiek. Cały czas daje mu szansę. Św. Paweł, apostoł doświadczając tego na własnej skórze tak to wypowiada w liście do Koryntian: Lecz za łaską Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja, co prawda, lecz łaska Boża ze mną. Jednak kiedy człowiek odrzuca łaskę, odrzuca Boga i konsekwentnie w tym trwa, jest to jego własny, wolny wybór, wybór, który Jezus obwarowuje możliwością odrzucenia.

My się skupmy jednak na postawie pozytywnej dwóch pierwszych bohaterów przypowieści. Troska o rozwój wnętrza, o rozwój naszych relacji z Jezusem opiera się na miłości. Jeżeli jest to autentyczna miłość do Jezusa wtedy człowiek rozwinie te drobiazgi życia. Przepoi je wiarą. Tak, że będą one czytelnym znakiem naszego spotkania z Jezusem. Będzie człowiekowi zależało na tym, aby poprzez taki rozwój po prostu podobać się Bogu.

Takie zatem zadanie stawia przed nami Jezus! Rozwój wiary jest konieczny, aby móc spodobać się Bogu.
Amen.

[ Archiwum Słowa na Niedzielę i Święta ]