Niedziela Wniebowstąpienia Pańskiego

Łk 24, 46-53
Kim jest świadek i jakie jest jego zadanie?

W zagłębieniu się w zdarzenie, które ma miejsce trzeba szeroko otworzyć serce i oczy, aby wyłuskać treści, te najistotniejsze i najważniejsze. To co Jezus w momencie wniebowstąpienia chce powiedzieć swoim uczniom. Mnie uderzyło najbardziej to, że w relacji w dziejach apostolskich i w ewangelii bardzo mocno jest ustawiony akcent na fakt "będziecie moimi świadkami". Dlatego w dzisiejszym rozważaniu na drodze do nieba, którą wskazuje nam Jezus stawiam pytanie - co to znaczy w praktyce być świadkiem Jezusa? We współczesnym świcie jest to bardzo zasadne pytanie, które Jezus stawia przed nami. Pytanie na które trzeba dać rzetelną odpowiedź. Od niej po prostu nie można się wykręcić. Kiedy zastanawiałem się nad tym pytaniem jakoś natarczywie wracała do mnie postawa pierwszych chrześcijan. Postawa, która była bardzo jasna i czytelna. W niej bardzo wyraźnie można zauważyć jakimi atrybutami ma się charakteryzować świadek Jezusa, ten który zmierza do nieba.

Pierwszy element to świadomość tego w kogo wierzę. Na mojej drodze staje nie maskotka, nie wytwór mojej wyobraźni, ale żywa osoba - Jezus, Syn Boży. W tym momencie widzę zawsze, żywy obraz, ludzi modlących się, ludzi przychodzących do swego Boga i przyjaciela. Jest to przyjście i otworzenie się ze wszystkim. Nie jest to koniunkturalizm - jest mi dobrze Jezu - poczekaj, jest mi źle biegnę do Ciebie.

Drugim takim elementem bycia świadkiem jest konsekwencja - albo się nim jest albo nie, innej drogi nie ma. Nie może być rozdźwięku miedzy tym jak żyję i jak wierzę. Tu musi być cały czas walka o jedno. Życie musi być zjednoczone z moją wiarą. To życie musi ja wyrażać. "Po owocach ich poznacie". Jakie te owoce wiary maja być i jednocześnie mówią one, czy jesteśmy wiarygodnymi świadkami? Paweł apostoł zrobił tutaj następująca klasyfikacje i warto ją sobie przejrzeć: Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Jeżeli natomiast wiara nie jest połączona z życiem i jest rozdźwięk to tak ona owocuje, i Paweł tez to wyłapał: Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Tak do naszych czasów to bardzo konkretnie możemy przypasować i zweryfikować czy jesteśmy świadkami, czy nie?

Następnym elementem naszego świadectwa jest akceptacja przesłania, które w ewangelii zostawił nam Jezus. Jest to bardzo ważne gdyż we współczesnym świecie bardzo często zaczynamy sobie wybierać. Człowiek boi stawiać przed sobą i odczytywać wymagania, które przed nim postawił i stawia Jezus. Woli, żyć na swój rachunek. Jaka jest perspektywa takiego ujmowania świata? Bardzo prosta stajemy się nieczytelni i niewiarygodni dla siebie i dla innych. Żyjemy tak jakby Boga nie było. Może warto w tym momencie ruszyć swoje wnętrze. Ruszyć siebie. Tak sobie postawiłem retoryczne pytanie. Jakby Jezus stanął teraz pośród nas w przebraniu, czy wśród swoich uczniów, ochrzczonych, bierzmowanych znalazłby kogoś kto choć trochę stara się być podobnym do Niego? Czy przyjął ewangelię całą, czy tylko w wygodnych dla siebie punktach? Warto się nad tym zastanowić.

Dalej następnym elementem bycia świadkiem Jezusa - jest to co znajdujemy w Dziejach Apostolskich, co odnotował Łukasz. Kiedy widziano i obserwowano pierwszych uczniów Pana mówiono: patrzcie jak oni się miłują. Co dzisiaj może powiedzieć obserwator? Lepiej może nie mówić, a może warto w ciszy serca zacząć od siebie.

Tak tych elementów można znaleźć jeszcze więcej i złożyły się one dla nas w swoisty rachunek sumienia, który warto pociągnąć dalej z Jezusem. Świat dzisiaj potrzebuje nauczycieli, ale potrzebuje ich na tyle, na ile oni są jednocześnie świadkami. I właśnie z tego rachunku sumienia wyszło nam jakie są nasze zadania. Być autentycznymi, zaangażowanymi, nie oglądać się tylko na innych. W codzienności widzieć człowieka, a nie tylko siebie i swoje problemy. Nieść uśmiech i radość.

Tego mnie nauczyła ewangelia i w praktyce ktoś dużo młodszy ode mnie praktyk, który świadczył swym cierpieniem. Tak wiarę i świadectwo Jezusa rozumiał, ktoś mi bardzo bliski. W dniu 17 lipca 2000 roku odeszła do wieczności 22 letnia Luiza, córka moich dobrych sąsiadów i przyjaciół z rodzinnej miejscowości. Mieszkali niedaleko, na sąsiedniej ulicy. Kiedy byłem jeszcze uczniem studium i później studentem seminarium całe to towarzystwo wzrastało na moich oczach. Początki szkoły podstawowej, później średniej. Obecność całej rodziny Luizy na moich prymicjach, wielka pomoc w tym szczególnym czasie, ale też niesamowity dar modlitwy, który wnosili w moje życie. W liceum jak grom z jasnego nieba całą tę rodziną wstrząsnęła wiadomość - Luiza jest chora na przewlekła białaczkę. Długi proces leczenia, chemia i inne środki. Wiele cierpienia tego młodego człowieka. Ale co zastawiające, co mocne, szarpiące, to fakt ciągłego uśmiechu na jej twarzy. Uśmiechu, który płynął z wiary w Boga, osobowego Boga. I dzisiaj z perspektywy czasu, mogę powiedzieć jedno Luiza wiedziała, czym jest wiara w Niego, czym jest przygotowanie na spotkanie z Panem, czym jest świadectwo o Nim. Ona dobrze się przygotowała na spotkanie ze swoim Bogiem Jezusem, dobrze, celująco złożyła świadectwo, że w Niego wierzy. Ona była po prostu świadkiem wiary w żyjącego Jezusa. A kim my jesteśmy?
Amen.

[ Archiwum Słowa na Niedzielę i Święta ]