Pewien człowiek zabłądził na pustyni i od dwóch dni wędrował wśród nie
kończących się, rozgrzanych słońcem pisaków. Był już u kresu sił. Niespodziewanie
ujrzał przed sobą sprzedawcę krawatów. Nie miał on przy sobie nic innego - jedynie
mnóstwo krawatów. I natychmiast próbował sprzedać jeden z nich człowiekowi
umierającemu z pragnienia. Wyczerpanemu i spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się
szalony: czyż ktoś przy zdrowych zmysłach próbowałby sprzedać krawat człowiekowi
łaknącemu jedynie wody? Sprzedawca wzruszył obojętnie ramionami i ruszył w dalsza
drogę. Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec, już z wielkim trudem
poruszający zbolałymi nogami, uniósł głowę i osłupiał: znajdował się przed
elegancką restauracją, obok której stał szereg samochodów! Budynek był okazały, a
dokoła niego rozciągała się pustynia. Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i
prawie mdlejąc z pragnienia wyszeptał:
- Litości, wody!
- Przykro mi, proszę pana - rzekł ze współczuciem uprzejmy
szwajcar - nie przyjmujemy gości bez krawatów.
Dlaczego właśnie tym opowiadaniem rozpocząłem nasze dzisiejsze rozważanie
słowa Bożego? Co ono może mieć wspólnego z słowami Jezusa wyrażonymi w
błogosławieństwach i zawartym w nich nauczaniem? Otóż ma, bardzo wiele.
Jesteśmy ludźmi którzy przemierzają pustynię swojego życia z ogromnym
pragnieniem przyjemnych doznań, uciech. Chcemy jak najwięcej zagarnąć dla
siebie. Innych traktujemy często tylko jako ozdobniki w naszym życiu bądź co
gorsza, jako przedmioty codziennej użyteczności. Za głupców uważamy tych, którzy
chcą zapoznać nas z ewangelią , a nie daj Boże, żeby jeszcze mówili o Jezusie.
Wtedy najchętniej mówimy im, tak jak powiedziano do apostoła Pawła w greckim
Areopagu: posłuchamy Ciebie innym razem. Jest to po prostu zbyt zaskakujące na
pustyni naszego życia. Tutaj obowiązują zadawać by się mogło inne reguły gry. A
prawda jest taka, że każdy dzień to zmierzanie ku wieczności. Dlatego Jezus
przychodzi z gotową propozycja jak to zmierzanie dobrze wypełnić. Chce Tobie i
mnie pokazać jak na tej pustyni naszej egzystencji posadzić piękne zielone oazy,
jak my sami możemy stać się pięknym wypełnieniem tych oaz zmierzania ku
wieczności. To co Jezus do nas mówi, jest wskazaniem drogi odnowy naszych serc.
Ta droga wiedzie właśnie przez życie. Inaczej nie będzie i nie może być. To
często nasze ubóstwo, nasz płacz, to także nasze świadectwo wiary, za które
obrywamy po głowie, bo dzisiaj to niemodne, żeby mówić o Jezusie, żeby w niego
wierzyć, żeby się Nim zachwycić, niemodne, aby Go naśladować. Jednakże Jezus w
takich sytuacjach zachęca do wytrwałości. Co więcej umacnia w wytrwałości
stwierdzając, że nieumiejętność czy wręcz gardzenie Nim, gardzenie drugim
człowiekiem - prowadzi do dramatu człowieka, który widzi tylko siebie i nikogo
i niczego poza sobą. To biada, tyczy teraźniejszości i wieczności. Dlatego
potrzeba każdemu z nas jednej bardzo ważnej rzeczy. Potrzeba odnowionego serca.
Odnowić je można przez zatopienie się na drodze pustyni naszego życia w
błogosławieństwach, które wypowiada Jezus. Dlaczego tak? Otóż, jeżeli kiedyś
zapragnę wejść do "Hotelu Pana" zostanie mi powiedziane: "Przykro mi, tutaj nie
można wstąpić bez odnowionego serca". Nie można widzieć naprawdę siebie i innych
bez odnowionego serca. Nie można zmierzać ku wieczności bez codziennej odnowy
wnętrza. Ta droga zawarta jest w Jezusowych błogosławieństwach. Czas tej odnowy
już się zaczął! Jestem gotowy i ubrany w krawat upoważniający mnie do spotkania
z Panem w Jego Hotelu wieczności czy jeszcze nie?
Amen.