XIX Niedziela Zwykła Rok C

Łk. 12, 35 - 40
Być gotowym na spotkanie z Bogiem.

Czy jesteś gotowy na spotkanie z Jezusem? Właśnie takie pytanie w wielkim streszczeniu On do nas kieruje. W wielu wypadkach mówimy sobie, że mamy czas. Przyjdzie emerytura, przyjdzie spokojniejszy czas wtedy zajmiemy się przygotowaniem na godne spotkanie z Jezusem. Jednak słyszymy z ust samego Jezusa, że to przygotowanie musi trwać cały czas. Wy tez bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, o której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyjdzie. To przygotowanie i zarazem czuwanie pięknie ilustruje pewna historia z zamierzchłych czasów.

Ten epizod pochodzi z dawnych dziejów królestwa Hiszpanii. Pewnego razu król Ryszard pojechał na polowanie. W głębi lasu zaskoczyła go burza z piorunami i został nagle zupełnie sam. Kiedy nastał wieczór zaczął szukać drogi prowadzącej do królewskiego pałacu, ale jej nie znalazł. Całą zimną noc spędził w lesie. Wycieńczony głodem, błąkał się bez końca w leśnej gęstwinie. Przemoczony i wyczerpany trafił w końcu, wczesnym rankiem do stojącego samotnie gospodarstwa. Zapukał do drzwi, pukał jeszcze kilka razy, ale nikt nie otwierał. Zrezygnowany król spróbował otworzyć drzwi. Nie były zamknięte i skrzypiąc rozwarły się na oścież. Wtedy chłop poderwał się od kuchennego stołu i krzyknął:
-   Ty bezczelny łajdaku, chcesz stąd coś ukraś! Spróbuj podejść bliżej, a spuszczę na ciebie psa.
              Król żebrał i błagał o pomoc, ale to jeszcze bardziej rozwścieczyło chłopa. W końcu uderzył króla w twarz i zatrzasnął przed nim drzwi. Dzięki pomocy zdarzających tamtędy ludzi królowi udało się powrócić do domu. Trzy dni później kazał przywołać chłopa do pałacu. Chłop pomyślał: "dlaczego mam iść do króla? Przecież nic mu nie zrobiłem! Nigdy go nie spotkałem". Musiał wystąpić sam jeden przed wszystkim dostojnikami królestwa. Król był w swoim odświętnym stroju, w dłoni miał berło, na głowie koronę. Długo przyglądał się trzęsącemu chłopu, po czym powiedział:
-   Czy poznajesz mnie?
              Chłop był tak zdruzgotany tymi słowami, że wkrótce zmarł ze zgryzoty.

My także nie wiemy, kiedy Syn Człowieczy do nas przyjdzie. Dlatego cały czas musimy czuwać nad tym, aby nasza wiara się rozwijała. Trzeba rzeczywiście nią żyć w pełni - czyli z niej musi wyrastać dobro i miłość. Dobro, które jest i będzie udziałem drugiego człowieka. Dobro zaczepiane w sercach dzieci i młodzieży, ubogacające nasze wnętrza. Kilkanaście lat temu Edyta Gepert śpiewała: jaka róża taki cierń nie dziwi nic. I jest w tym dużo prawdy. Jakie życie taka wieczność nie dziwi nic. Jakie wartości zaszczepione w sercach młodych przez rodziców nie dziwi nic. Jakie wychowanie takie życie nie dziwi nic. Jakie ziarno zasiane w serce takie owoce nie dziwi nic.

Dlatego potrzeba wiele refleksji i potężnego rachunku własnego sumienia. Sumienia człowieka wierzącego, w którym słychać głos samego Boga. To też świadomość tego, że trzeba tak żyć i czuwać nad swoim życiem, aby Chrystus nie musiał powiedzieć komuś z nas - poznajesz mnie: byłem chory, byłem głodny, byłem twoim sąsiadem, byłem mieszkańcem tej samej wioski, byłem twoim dzieckiem itd. Ale wszystko czegoście nie uczynili z tych barci moich najmniejszych, tegoście i mnie nie uczynili.

O godzinie, której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyjdzie. Jest to zaproszenie do jeszcze większego wysiłku, aby starć się zostać po prostu świętymi i nad tą świętością czuwać. Pęknie to czuwanie nad świętością obrazuje pewien dowcip z życia mnichów bardzo surowego zakonu trapistów: Mówi się, że młodzi mnisi wyglądają na świętych, ale nimi nie są. Ci w średnim wieku na świętych nie wyglądają i rzeczywiście nimi nie są. Natomiast starzy mnisi na świętych także nie wyglądają, ale nimi są! Tak trzeba czuwać przez całe życie, aby przez stawanie się świętym w najdrobniejszych rzeczach codziennie być gotowym na spotkanie z Bogiem.
Amen.

[ Archiwum Słowa na Niedzielę i Święta ]