Kiedy otworzyłem Pismo Święte i przeczytałem tekst Ewangelii, którą przed chwilą usłyszeliśmy pierwsza myśl jak mi się nasunęła tyczyła naszych postaw wobec Boga. Dwóch ludzi modlących się w świątyni i dwie postawy, jakże różne. Jedna przepojona pychą, druga pokorą. W jednej widzimy zadufanie i wywyższenie. Druga natomiast pokazuje słabości, grzeszność i uniżenie. Faryzeusz pychą uderza o niebo, a na ziemi tą pychą depcze człowieka. Celnik natomiast swoją pokorą otwiera niebo dla siebie i uczy zrozumienia dla innych. Dwie postawy jakże diametralnie różne od siebie. Warto jednak przyjrzeć się im znacznie bliżej.
Jezus pokazuje w tej przypowieści co do Boga prowadzi i co od Niego oddala. Uczy dobrej modlitwy i ukazuje jej istotę. Jednocześnie pokazując co w niej może być złe! Dlatego warto sobie postawić w tym rozważaniu pytanie: co do nas współczesnych Jezus chce przez postawę faryzeusza i celnika powiedzieć? Co pozwoli nam w tych dwóch jakże różnych postaciach odnaleźć?
Jezus w tej przypowieści mówi nam o bardzo fundamentalnych sprawach, istotnych
dla życia człowieka, dla jego relacji z Bogiem i z bliźnim. Obie postawy bohaterów
tej opowieści bądź oddalają ich od Boga i człowieka lub do Niego i do istoty
ludzkich zachowań przybliżają. Chcąc odnaleźć ten fundamentalny klucz zatopiony w
nauczaniu Jezusa zanużmy się w pewną historię, otóż: Soren Kierkegaard, duński
teolog i filozof, zilustrował kiedyś postawę biblijnych uczonych w Piśmie (a mamy
również tutaj jednego z ich przedstawicieli w tej przypowieści) taka oto
opowiastką: pewien europejczyk wyjechał na daleki wschód i zakochał się po uszy w
pięknej Chince. Wróciwszy do domu czekał z utęsknieniem na jakiś list od ukochanej.
Po jakimś czasie przyszedł rzeczywiście wyczekiwany list - pisany chińszczyzną.
Nic z tego nie rozumiał, ale wiedział, że jest to znak odwzajemnionej miłości.
Poświadczył mu to zresztą tłumacz przysięgły. Pośrednictwo jednak trzeciej osoby
nie było jednak najwygodniejszym rozwiązaniem, więc zaczął sam studiować język
chiński. Miłości pchała go do szybkiego postępu w nauce. I w istocie już po paru
latach mógł swobodnie odczytywać chińskie znaki.
Ale nasz Europejczyk tak się rozmiłował w tym egotycznym języku, że wkrótce został profesorem i docentem na katedrze literatury chińskiej. Niestety, w tym czasie zdążył zapomnieć o zasadniczej przyczynie nauki owego obcego języka. No cóż? Zakochał się w literze, a zapomniał o sercu; oddał się nauczaniu, a przestał być tym, który kocha.
Opowiastka Kierkegaarda pomaga nam odnaleźć w przypowieści Jezusa ten najistotniejszy punkt w naszych relacjach z Bogiem i ludźmi. Centralnym punktem jest w nim miłość. Miłość żywa, wyrażająca się w pokorze. Opierająca się na umiejętności powiedzenia przepraszam. Gdzie odniesieniem nadrzędnym jest Bóg. Ta miłości musi się wyrażać nie w literze prawa, zachowywania tylko tradycji, symboli, które stają się pusta fasadą. To wszystko nie posiada ducha, oderwane jest od korzeni, od rzeczywistości, która jest z nimi integralnie związana. Przykładów takich odniesień można w naszym chrześcijańskim życiu znaleźć wiele. Pościsz w piątki i bardzo dobrze, ale postaw sobie pytanie, czy jest to tylko tradycja, a może dzisiaj to już kwestia zdrowego odżywiania, raz w tygodniu bez mięsa jest wskazane. Czy stoi za tym inna treść, głębsza, zakotwiczona w Jezusie i Jego męce? Popatrz uroczystość Bożego Narodzenia: opłatek na stole, sianko pod obrusem, porządki świąteczne, krzątanina i przygotowanie. A we wnętrzu co jest? Czy ono jest gotowe tylko do przyjęcia tradycji, symboli i zwyczajów? Czy jest gotowe do tego co jest istotą tych uroczystości, do przyjęcia Jezusa i jego orędzia? Wiele takich przykładów można znaleźć. A istotą jest miłość. Dlatego postawa celnika wobec Boga została uznana przez Jezusa za prawidłową, godną naśladowania. Jeszcze jeden moment Jezus podkreślił, mianowicie takie nastawienie tego grzesznego człowieka zasłużyło sobie na wielkie uznanie w oczach Bożych, on bowiem odszedł usprawiedliwiony, a nie pyszny faryzeusz.
Ojciec św. Jan Paweł II podczas ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny wypowiedział zadnie, które bardzo mocno koresponduje z tą sceną: że żadem grzech nie jest wstanie zgasić Bożego miłosierdzia. Nie zgasi go, jeżeli w człowieku będzie odrobina takiej miłości jaką zaprezentował celnik. W oczach Bożych liczy się prawda, rzeczywista prawda o człowieku, nawet ta smutna prawda o naszej grzeszności. Natomiast małej wartości jest ludzkie mniemanie o sobie. I reprezentantem takiego zachowania jest faryzeusz: zapomniał o miłości do Boga, nie zauważył swojej pychy i jeszcze podeptał drugiego człowieka - celnika.
Dlatego celnik odszedł usprawiedliwiony, nie faryzeusz. To jest przestroga.
Każdy bowiem, kto się wywyższa będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony.
Amen.