5 sierpnia 1953 roku środa. Warszawa - Olsztynek - Orzechowo.
Na godz. 10.00 przybył ks. Infułat Zink, z którym wjechałem do Orzechowa pod
Olsztynkiem. Ks. Zink przygotowywał tutaj pustą plebanię, wśród jezior i lasów,
na miejsce kilkudniowego wypoczynku. Przybyliśmy do tego pustkowia na godz. 17.00.
Mam do dyspozycji kościół z Najświętszym Sakramentem, duży dom plebański, dwie
siostry z Olsztyna z seminarium, które prowadzą nam gospodarstwo. Ksiądz Kanonik
Padacz jest mi towarzyszem. Uchodzę za księdza Profesora.Chyba to nie konspiracja.
Na razie pada deszcz. Na miejscu jest niewielka wioska, w której przebywa 20
kobiet i jeden jedyny mężczyzna. Kościołem opiekuje się staruszka Warmianka,
matka 5 synów, którzy są wszyscy za granicą.
14 Sierpnia 1953 roku - Orzechowo k. Olsztynka.
Dziś dobiega końca nasz krótki
wypoczynek w Orzechowie. Jutro po obiedzie wracamy do Stolicy. Spędziliśmy z
ks. Padaczem lato leśnych ludzi, na całkowitej niemal włóczędze wśród lasów i
jezior, niemal nie spotykając ludzi, których tu bardzo mało. Wioska jest niemal w połowie wyludniona, położona uroczo. Ile tu jest w lasach jezior, trudno
obliczyć. Niektóre cudowne jak jezioro Pluszne (Plusk). Świetne i inne. W
którąkolwiek stronę nie wyjdzie się z Orzechowa zawsze można trafić, w odległości
pól do dwóch kilometrów, na jezioro otoczone lasem. Spotykani ludzie niemal
wszyscy mówią po polsku, nie spotkaliśmy takiego, który nie rozumiał języka
polskiego. Wszyscy dobrze odpowiadają pochwalonego czystym językiem. Najlepiej
mówią chłopcy po wojsku; znać na nich, że otarli się o mowę literacką. Bez
błędów zazwyczaj, mówią starsi, chociaż w fonetyce ulegają niemieckiej manio charczenia. Najgorzej mówią dziewczęta, które mają najmniej kontaktu z Polską.
Nasza miejscowość to krawędź Warmii. Lud jest bardzo religijny; każdego dnia
naszego pobytu przychodziło kilka osób do spowiedzi św. i przeszło 10 do Komunii
św. Dobrze śpiewają po polsku, wiele pieśni nowych, chociaż można znaleźć tu
śpiewniki niemieckie. Modlitewnik diecezjalny po polsku, jest dobrze
zredagowany, ale to książki przedwojenne. Dziś cenzura nie pozwala drukować
książek religijnych dla tych ludzi. Jest to zbrodniczość, nie dająca się
obliczyć w następstwach swoich. Z braku książek polskich ludzie ci z
konieczności sięgają po książki niemieckie. A tu trzeba dać to, co budzi
zaufanie. Ludzie ci nie wezmą do ręki gazety komunistycznej i książki.
Łudzi się rząd, gdy myśli, że można repolonizować tych ludzi na lekturze o
Marksie i Engelsie, Stalinie i bohaterach Polski Ludowej. Oni ich nie rozumieją
i nie chcą ich uznać Natomiast chętnie czytaliby historię Narodu Polskiego i
literaturę polską. Nieszczęściem dla Polski jest, że Warmia wróciła w okresie
komunizowania Polski.
Ale przeszli zwycięsko przez germanzację, to przejdą
zwycięsko przez komunizowanie. Lud jest bardzo uprzedzony do wysokich panów z
Warszawy, jak z przekąsem powiedział nam stary Warmiak, grodzący płoty przed
dzikami. Wysokie pany przyjechały i zabrały nam flinty, a dziki niszczą nam
zbiory, nie mamy, czym się bronić. Istotnie po nocach ludzie wartują na polach,
palą ogniska, krzyczą, biją kijami po blaszanych pudłach i w ten sposób bronią
się przed dzikami, których jest mnóstwo. Ich ślady znać na wszystkich ścieżkach
leśnych, chociaż we dnie ich nie widać. Ciężkim utrapieniem dla ludzi jest UB.
Dziś w nocy przyszli po człowieka, by odsiedział rok więzienia za zabranie
drzewa z lasu na ogrodzenie płotu. A drzewa tego leżą całe zwały; nikt go nie
sprząta, nikt nie przecina wybujałych zagajników, które schną z ciasnoty.
Wydaje się, że zamiast posyłać starego człowieka do więzienia, gdzie będzie
żywiony na koszt państwa, lepiej byłoby go zobowiązać do oczyszczenia kwatery
lasu. Ale to nie jest postępowe rozumowanie. Śledzimy starannie ślady polskości.
W kościele wisi ogromny drewniany żyrandol, w kształcie dzwonu, pomnik po
poległych z 1914 - 1918 roku. Na 43 nazwiska poległych 30 jest polskich.
Warto je przytoczyć: John. Kowalewski, Hoh. Choina, Aug. Mathiak, Jos. Biernath,
Franz Baczewski ( kilkakrotnie), Konrad Zacheja, Sopella, Baszkrowitz,
Kasprowski, Wielengowski, Kottkowski, Michalczik, Czeczko, Oppenkowski,
Urban, Niemierza, Balewski, Jurewitz, Quitek, Wieczorek, Piotrasch, Popowski,
Bendorza itp. Proboszcz tych ofiar wojny i fundator tego osobliwego pomnika
zwie się Wenskowski. Wszystko dobrane. Podobnie na cmentarzu grzebalnym,
większość nazwisk na nagrobkach polskich, chociaż imiona niemieckie. Tabliczki
na ławkach kościelnych są niemal wszystkie wypełnione polskimi nazwiskami.
Prawdziwie ziemia gromadzi prochy.
Jak bardzo umiejętnej pracy, pełnej szacunku i powagi trzeba by tutaj, by ludzi
tych danych przez Opatrzność, w pełni przywrócić narodowi. Tak blisko stąd do
Warszawy, a jednak tak daleko do serca Polski. Ci ludzie słyszą tylko o
więzieniach, o karach, o sądach, o śledztwach. Nasz proboszcz orzechowski,
autochton, też siedział w polskim więzieniu 8 miesięcy. Dotąd nie wie, za co.
To może zrozumieć Warszawiak, ale nie pojmie tego Warmiak. Trzeba długo i
cierpliwie wyjaśniać, zanim się poczuje, że wątpliwości się chwieją.
15 sierpnia 1953 roku, sobota, Orzechowo, Warszawa. Uroczystość
Wniebowzięcia. Obydwaj z Ks. Padaczem duszpasterzujemy. Odprawiam jedno
nabożeństwo o godz. 8.00, ks. Padacz drugie o godz. 1000. Przyszła wielka
liczba wiernych, śpiewają pięknie po polsku. Wygłaszam przemówienie o Matce
Bożej. O godz.1500 żegnamy miłe miejsce spokojnego wypoczynku; gromada dzieci
przychodzi z kwiatami, otrzymują obrazki. Szkoda ich, gdyż znowu pozostaną bez
Mszy św. i Komunii św., do której co dzień tyle ich przychodziło.
|