W dosyć nietypowy sposób będzie wyglądało nasze przygotowanie na spotkanie z Panem, który jest już blisko. To nie będzie bujanie w obłokach, to nie będą jakieś niesamowite opowieści. To będzie Jezus obecny w Twoim i moim życiu. Tak naprawdę to On mieszka w nas. Powiedział to poprzez apostoła Pawła, że jesteśmy świątynią Ducha świętego, jesteśmy świątynią w której mieszka Bóg. Tylko my często z tego domu uciekamy, jesteśmy poza nim, a On chce, byśmy wrócili. Powróćmy do tego domu, do spotkania z Nim wykorzystując narzędzia, które nam zostawił. Zatopmy się w Dobrą Nowinę - Ewangelię. Jezus chce przyjść, chce obdarzać swoja miłością. W naszych rekolekcjach, a więc czasie poświeconym dla Niego On przyjdzie przez bardzo konkretne postacie, ewangeliczne postacie. Postacie bardzo żywe, uosabiające nas samych. Co więcej w nich można znaleźć droga do Jezusa. Dlaczego taką formułę naszych spotkań rekolekcyjnych proponuję? Odpowiedź jest bardzo prosta.
Wielki Post to nie tylko czas przygotowania się uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, ale to w perspektywie eschatologicznej, czas naszego zmierzania i przygotowania się na wieczność. Dotarło to do mnie w sposób bardzo sugestywny i mocny wielokrotnie. Ostatnio, kiedy jadąc na spotkanie kapłańskie, na osławionej drodze krajowej nr 7, zauważyłem stojące auta, TIR, samochód policyjny, karetkę pogotowia, i na środku drogi leżące ciało człowieka przykryte czarna folią. Pomyślałem sobie wtedy nie znacie dnia, ani godziny. I zapaliło się małe światełko, głęboko w moim wnętrzu - a gdyby Ciebie to spotkało, czy jesteś przygotowany? Przygotowany tu i teraz? Była to bardzo mocna refleksja, Bóg uderzył bardzo mocno o moje sumienie. Zadzwonił alarmem, który zrodził również tą propozycję naszych rekolekcyjnych rozważań. Tak rozważań, nie kazań, nie homilii, ale rozważań. Tekstów, w których pragnę podzielić się swoim doświadczeniem odnajdywania Jezusa, dróg, które w moim kapłańskim i chrześcijańskim, życiu są bardzo ważne. ON poprzez postaci z Ewangelii będzie nas prowadził prostą drogą do Siebie. Wsłuchaj i wpatrz się, On w tych postaciach czeka na Ciebie. ON chce wskazać Ci drogę!
Naszą pierwszą postacią jest osoba bardzo kontrowersyjna, jest nią celnik Zacheusz. Co celnik, złodziej, przywódca mafii celniczej może wnieść w nasze życie? Czy on może nam wskazać drogę do Jezusa? Jak jego osoba może zaistnieć w naszym życiu ukierunkowując je na Boga i drugiego człowieka? To są podstawowe pytania, na które w tym rozważaniu sobie odpowiemy.
Wiemy już jedno, że Zacheusz, jak byśmy to dziś powiedzieli, był naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Jerychu. Miał pod sobą innych pracowników. Jaki był jego status majątkowy? Był nieprzyzwoicie bogaty. Skąd się wzięło to bogactwo? Zacheusz po prostu kradł i oszukiwał. Jaki stosunek mieli do niego jego ziomkowie? Pogardzali nim, zresztą takie nastawienie do celników cechowało wszystkich Izraelitów. Nienawidzili i pogardzali nimi, uważali ich za zdrajców narodu, gdyż pracowali dla okupanta rzymskiego. Tak wygląda zewnętrzna charakterystyka Zacheusza. Trzeba jeszcze dodać jedno supermanem to Zacheusz nie był, był raczej mikrusem, jak relacjonuje ewangelista - był małego wzrostu. I oto takiego człowieka w zbawczych planach stawia Jezus przed nami w Jerychu. Może w jego osobie gdzieś odnajduję siebie? Jak ta charakterystyka pasuje do współczesności. Przecież dziś w sposób szczególny patrzymy na zasobność portfela i na kolor karty kredytowej. Prawdopodobnie tak też było w środowisku Zacheusza. A Bóg patrzy w serce, natomiast człowiek, widzi to co jest na zewnątrz.
Dajmy się jednak razem z Zacheuszem prowadzić przez nasze składy celne, poprzez nasze niesprawiedliwości i oszustwa dalej, do Jezusa. Na jego osobę trzeba spojrzeć znacznie głębiej, nie tylko na jego zewnętrzna charakterystykę. W nim trzeba zobaczyć całą głębie tragizmu człowieka, który się zagubił. Człowieka takiego jak my. Z naszymi często wielkimi upadkami, ale też zwykłymi kolejami ludzkiego życia, na których jest sporo wybojów. I w tym zestawieniu zacheuszowego przeżywania egzystencji warto obok postawić nasze. Gdzie jestem? W tym zestawieniu pojawia się jeden bardzo ważny aspekt, który zadecydował o być, albo nie być Zacheusza. To fakt, że w jego życiu czy chce, czy nie chce pojawia się raptem osoba Jezusa. Czy w naszym życiu naprawdę Jezus się pojawił? Tak naprawdę czy kiedykolwiek był, czy jest obecny?
Popatrz on nasłuchuje głosu ulicznej poczty pantoflowej, ona donosi, że do jego miasta przybywa Jezus - Mistrz z Nazaretu. O nim jest głośno. Czy czysta ciekawość pchnęła Zacheusza do czynu, który zapoczątkował lawinę zmian w jego życiu? On zapewne słyszał o Jezusie wcześniej. Przecież cała Galilea, Judea była przepełniona nowinkami o nowym nauczycielu z Nazaretu. On tkwił w centrum tych wydarzeń, one przecież ocierały się codziennie o jego uszy. Chorzy chodzą, umarli są wskrzeszani, złe duchy są wyrzucane. Co się dzieje? To niemożliwe! Zacheusz, człowiek oparty na materii przecież nie mógł w coś takiego uwierzyć. A może zaniepokoiło go coś, co mogło wydąć mu się zamachem na jego kolegów, Mistrz z Nazaretu spotyka się z celnikami. To wszystko atakowało Zacheusza. On był bombardowany tymi wiadomościami.
Kiedy prowadziłem czat na serwisie Wiary właśnie o Zacheuszu i postawiłem pytanie mniej więcej tak sformułowane jak to wyżej, jeden z uczestników śmiało powiedział, że: Zacheusz chłonął to wszystko, co do niego docierało i w zestawieniu z tym, co usłyszał zaczęła się w nim rodzić bardzo wielka sprawa - wiara, w to, że można żyć zupełnie inaczej, po prostu miał już dosyć tego wszystkiego w czym tkwił!
To wiara, że jest Ktoś, kto może, to zmienić zaprowadziła go na wysoką sykomorę, na trasie przejścia Jezusa. Wyobraźcie sobie dzisiaj naczelnika Urzędu Skarbowego, który włazi na drzewo, bo chce znaleźć pełnie życia. To byłby szok, a my czy mielibyśmy odwagę w naszych poszukiwaniach, aż tak daleko pójść za Jezusem? Czy mamy dziś odwagę powiedzieć idę za Jezusem, a nie obok Niego? Dla mieszkańców Jerych postępowanie Zacheusza musiało być szokiem. Zacheusz siedzący na drzewie. Mimo śmieszności zdarzenia, mimo groteskowości postaci jest to ważne przesłanie dla nas - Jezusa trzeba poszukiwać. Uwierzyć w Niego. Żyć Nim na co dzień może tylko ten, kto Go poszukuje i otwiera mu swoje wnętrze. To jest podstawowy warunek. Jezus nie ciągnął Zacheusza na siłę. To wszystko w Zacheuszu wzrastało powoli, drążyło go, aż ta twarda skała i skorupa otaczająca go zaczęła pękać.
Andre Frosard znany francuski dziennikarz mówiąc o swoim nawróceniu, o swoim uwierzeniu w Jezusa położył decydujący akcent właśnie na ten moment, w którym powoli to wszystko narastało i w końcu światło wtargnęło do jego wnętrza.
To wtargnięcie światła w życie Zacheusza dokonało niesamowitej rzeczy. On wrócił do domu swojego wnętrza. Zacheusz ujrzał siebie, takim jakim był. Odnalazł siebie, bez upiększeń i makijażu. Czy takie światło wtargnęło w nas, czy tak jak Zacheusz poszukujemy światła - Jezusa? Czy w promieniach Jezusowego światła odnajdujemy prawdę o sobie?
Następnym elementem, na który trzeba zwrócić uwagę to fakt, że spotkanie z Jezusem, tam pod tą sykomorą zrodziło nowego Zacheusza. Dlaczego nowego? Zacheusz zszedł z drzewa uradowany, pełen nadziei. Wejście Jezusa w jego życie pozmieniało wszystko. Widać to na uczcie, którą wyprawia na cześć Pana. To nie jest już ten sam Zacheusz! To jest nowy, nawrócony Zacheusz. Patrzcie co on, który odnalazł siebie i zaprosił do swojego życia Jezusa czyni: Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Są to, tak ważne elementy dla nas współczesnych chrześcijan. W Zacheuszu odnajdujemy prawdę o tym co znaczy szukać Jezusa i znaleźć go przez wiarę. Znajdując Go w akcie wiary, drążącej jak woda w skale dojść do nawrócenia i tam znaleźć siebie.
Wierzyć i nawracać się - to droga do Jezusa i człowieka. Ale czy to możliwe? Dziś naprawdę wierzyć? Dziś we współczesnym świecie mówić o nawróceniu? To dwa tematy, bardzo istotne i ważne dla człowieka współczesnego. Dla Ciebie i mnie, dla naszej tożsamości. Kiedy je rozważam zawsze staje mi przed oczami postać pewnego młodego człowieka, posłuchajcie co mi napisał:
"kiedyś nie chciałem żyć, nie miałem po co, byłem tak strasznie zły, że wszyscy zwątpili we mnie, nawet rodzice, postanowiłem że odejdę, ale chciałem wiedzieć gdzie pójdę. Byłem tak strasznie zbuntowany, że nikt nie mógł się ze mną dogadać. Wiecznie ścigała mnie policja, za wygłupy i rozrabiania, bo miałem swoja bandę, która mnie słuchała i robiła co wymyśliłem, a wymyślałem co chwile coś nowego, bo się nudziłem i nie mogłem usiedzieć spokojnie. Tak, wiec jak wszyscy na mnie napadali, to już nie miałem spokojnego miejsca i... poszedłem pijany do Kościoła, byłem pijany strasznie, ksiądz siedział w konfesjonale, chodź to nie była godzina w której ludzie się spowiadają. Wszedłem zrozpaczony i rozbity, podszedłem do konfesjonału i powiedziałem, że nie wierze. Ksiądz, mnie nie wyrzucił, wręcz przeciwnie zaprosił mnie do siebie, nie chciałem rozmawiać, ponowił zaproszenie na drugi dzień, pomyślałem ze ten ksiądz jest idiotą, ale nie dawało mi to spokoju, że on mnie nie wyrzucił z Kościoła i nie mogłem spać cała noc. Poszedłem, rozmawiałem, dał mi książkę. Po jakimś czasie pojechałem
nad morze z rodzicami, pokłóciłem się z nimi strasznie i w nocy poszedłem na plaże. Było ciemno, gorąco i gwieździście. Położyłem się na piasku i patrzyłem w niebo, było pełne gwiazd, rozpoczął się niesamowity gwiezdny spektakl i przeraziłem się ogromem wszechświata, choć miałem przed oczami skrawek nieba, nawet nie był to nasz cały układ słoneczny! Ksiądz, to co piszę jest dla
mnie wspomnieniem, które mnie wtedy przygniotło do ziemi. Byłem mały, słaby i nieszczęśliwy. Ksiądz to nie był koniec mojej wędrówki po bezdrożach. Piłem, uciekałem z domu, szalałem. Po pewnym czasie znalazłem się w duszpasterstwie akademickim, pytałem, nie otrzymywałem odpowiedzi, więc czytałem klimogramy książek i tak poznał, mistyków i doktorów Kościoła. Potem
nadszedł czas nawracania i inaczej patrzyłem na Boga. Już nie chciałem umierać i stanąć przed Nim z niczym. Teraz starałem się
Go szukać jeszcze bardziej, szukałem wszędzie. Sądziłem, że już go odnalazłem całkowicie, byłem szczęśliwy, choć kłopoty mnie
nie opuszczały, ale teraz widziałem to wszystko zupełnie inaczej. Pogodziłem się z rodzicami i jakoś pomału wychodziłem na prostą. Moi znajomi nie wierzyli w moją przemianę, po pewnym czasie zaczęli przychodzić do mnie, aby porozmawiać, poradzić się. Szczęście ze mnie tryskało. Wiedziałem, że Bóg jest, bo zawsze się balem i miałem nastawienie, że On jest tylko wymysłem ludzi, niewolników, którzy szukali w życiu jakiegoś sensu. Modliłem się, prosiłem Boga własnymi słowami najczęściej, bo wydawało mi się,
że Bóg mnie tak bardziej zrozumie. Potem przyszedł czas kiedy przyszedł pierwszy kryzys, po nawróceniu już. Moja pycha mi podpowiadała znasz już Boga, A On mi pokazał, że tak nie jest. Miałem na sobie klasyczny przykład z listów św. Pawła "oścień szatana", który mnie policzkował. Bunt ogarnął moje wnętrze, że ja tak wierzyłem i tak było cudownie, a teraz się skończyło,
zaczęły się problemy, tzn. Bóg mnie opuścił. Jakże się myliłem i wiem, że moje potyczki z Bogiem, i wiem teraz, że one Mu się podobają, wiem, że mnie kocha, i że, za mnie umarł na krzyżu."
Mój rozmówca odnalazł Jezusa, tak jak Zacheusz. Czy my tak potrafimy stanąć obok Zacheusza, wejść w niego i z nim odnaleźć Pana i siebie w nim? W osobie Zacheusza mamy pierwszy etap wielkopostnej drogi, naszej drogi wiary. Niech te myśli związane z zacheuszowym zmierzaniem do Jezusa będą dla nas zachętą do wejścia na nią, aby dzień Zmartwychwstania, stał się dniem radości, pełnej radości.
Amen.