Trwając w naszej zadumie rekolekcyjnej dziś postawimy sobie bardzo zasadnicze pytanie: co jest główna przyczyną, że jesteśmy tak daleko od Boga? Na to pytanie pomaga nam znaleźć odpowiedź postać Marii Magdaleny. Ją obieramy jako drogowskaz, który nas prowadzić będzie w drodze naszej wiary, naszego przygotowania na Zmartwychwstanie Pańskie.
Maria Magdalena - dlaczego właśnie ona? Otóż kiedy zapatrzmy się na jej postać, a szczególnie na jej udział w ostatnich chwilach życia Jezusa i potem zmartwychwstania to ułoży się obraz, w którym można zobaczyć nasze człowieczeństwo, nasze wątpliwości, nasze zmagania z sobą. Można w tym szkicu ludzkiego wnętrza dostrzec poszukiwanie Boga, ale można też zatopić się w przyczynach, które pokazują dlaczego od Boga się oddalamy. Te przyczyny można zawrzeć w takich dwóch podstawowych grupach. Jedną z nich są przyczyny tkwiące poza człowiekiem, od niego niezależne - to przyczyny środowiskowe, mentalne; drugą grupą są przyczyny tkwiące w nas. Zatrzymajmy się choć na chwilę nad tymi przyczynami.
Kiedy spojrzymy na Marię to możemy dostrzec, że ona jest obecna w życiu Jezusa. Ona idzie za Nim. Jest zafascynowana Jego nauką, przepełniona miłością ku Niemu. Ta miłości wyraża się w konkretnych zachowaniach. Maria służy Jezusowi jak umie. I robiąc analogię negatywną jedną z pierwszych przyczyn często od nas niezależnych, a oddalających od Jezusa jest brak bardzo konkretnego podejścia do spotkania z Nim. Znajdujemy zawsze sobie jakieś usprawiedliwienia. Jestem katolikiem, i te sławetne ale
ale może by coś pozmieniać, może by sprawić, żeby było mniej wymagać, może zreformować przykazanie miłości... Chcielibyśmy manipulować w tym co Jezus nam przekazał, co bez naszej zasługi otrzymaliśmy. Brak umiłowania, brak miłości to po prostu grzech. Tak bowiem grzech definiuje Ojciec św. Jan Paweł II. W tej bardzo konkretnej przyczynie jest brak z naszej strony konkretyzacji. Maria Magdalena pokazuje nam swoim zachowaniem jak przełożyć teorię miłości na praktykę.
Drugim takim mentalnym i chyba środowiskowym błędem, czy przyczyną oddalająca nas od Jezusa jest wstyd, lęk przed ukazaniem naszej miłości do Jezusa, naszej wiary. W domu jeszcze owszem, w kościele tak, ale w codziennym życiu, to już niekoniecznie. Wstydzimy się przyznać do tego, że jesteśmy wierzącymi. Jak mi opowiadała jedna z moich studentek - dziś powiedzieć w środowisku kolegów, koleżanek, ze jest się wierzącym, katolikiem na dodatek praktykującym jest powodem do drwin i śmiechu. Wstydzimy się bo nie w modzie dziś wierzyć w Jezusa. Dlaczego? Otóż to są bardzo konkretne zachowania, bardzo konkretne wymagania. A to we współczesnym świcie jest nie do przyjęcia.
Zatrzymam się tylko na tych dwóch przyczynach zewnętrznych chcąc zostawić pole refleksji na dalszy ciąg naszych spotkań rekolekcyjnych.
Przyczyny tkwiące w nas. W tym momencie przypomina mi się chociaż jest to element niezwiązany z Marią Magdaleną (a może i jest), pewne zdarzenie z życia angielskiego malarza Holamana Hunta: otóż namalował on obraz przedstawiający Chrystusa z lampą w reku, w nocy, przed zatarasowanym wejściem, Chrystusa pukającego do zamkniętych drzwi. Jeden z krytyków miał zarzucić artyście, że nie dokończył obrazu, bo drzwi nie mają klamki. "To są drzwi ludzkiego serca one mogą być otwarte jedynie od wewnątrz" - odpowiedział na zarzut malarz. Tak, te drzwi istotnie mogą być otwarte tylko od wewnątrz. W życiu Marii odnajdujemy wskazanie jak to zrobić. Antyanalogia do jej zachowań stanowi całą listę przeszkód oddalających nas od Jezusa, a tkwiących w nas. Ona umiłowała - czy my potrafimy miłować? Nie chodzi tu teorię. Miłość jest bowiem zaopatrzona w całe spektrum środków dzięki, którym może się wyrazić. Dlatego Jezus stawiał na miłość. Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych Mnieście uczyli. To nie chodzi o krzywdę fizyczną, ale często o wiele głębsze zranienia. To stwierdzenie Jezusa jest wołaniem o czas dla drugiego człowieka, o sąsiedzką pomoc. Jak to moja młodzież z czata Wiary określa - wynaleźliśmy skrót, który rozszyfrowany praktycznie pokazuje jak realizować miłości na co dzień - dzień dobry, proszę, przepraszam, dziękuję. Te magiczne słowa, które dziś tak często są zapominane. One są wyrazem naszych pozytywnych odniesień.
Kolejnym elementem, który odnajdujemy w życiu Marii, który przybliża nas do Jezusa jest świadectwo. To jest chyba najbardziej istotna sprawa dziś w życiu chrześcijan. Dotycząca, każdego z nas. Papież Paweł VI powiedział, że: świat potrzebuje dzisiaj nauczycieli, ale będzie ich słuchał, tylko wtedy kiedy oni będą świadkami. W czym ma przejawiać się nasze świadectwo w codzienności? To życie zanurzone w Jezusie. Bardzo zbudowany jestem takim bardzo czytelnym świadectwem moich młodych przyjaciół, których poznałem co prawda wirtualną drogą sieci netowej, ale teraz znam ich już osobiście. Studenci, którzy mimo swoich codziennych obowiązków, kolokwiów, egzaminów, nauki dzielą swój czas na pomoc w ramach wolontariatu w hospicjach. Co więcej siły im potrzebne wypraszane są przez nich na klęczkach.
Kiedyś miałem możliwość zatrzymania się nad pracą Sióstr Misjonarek Miłości, tych sióstr od św. Teresy z Kalkuty. I zastanawiałem się skąd u nich taka siła w pracy z najuboższymi, skąd tyle powołań do ich zgromadzenia. A cała tajemnica tkwi w jednej bardzo prostej sprawie - w modlitwie. I to jest następna sprawa związana ze świadectwem. Siostry po całym dniu pracy, ciężkiej pracy, w kuchniach, przytułkach, wśród najuboższych, często schorowanych ludzi, na klęczkach wypraszają te siły. Kaplica sióstr jest bardzo uboga, bez klęczników. Każda z sióstr w ciągu dnia musi spędzić godzinę na modlitwie oprócz tych modlitw, które są związane z codziennym rytmem dnia klasztoru. Uświadomiłem bardzo mocno sobie jak ważnym świadectwem jest życie modlitwy, jak ona jest ważna w życiu człowieka wierzącego, kiedy już jako ksiądz bardzo mocno wszedłem w życie klasztoru klauzurowego Sióstr Karmelitanek Bosych ze Spręcowa. To świadectwo modlitwy dla mnie osobiście jest elementem, który coraz bardziej mnie mobilizuje do spotkania z moim Mistrzem i Panem - Jezusem. O tym spotkaniu jeszcze może coś na koniec powiem. Warto sobie postawić pytanie czy moje życie modlitwy jest czytelnym świadectwem o Jezusie? Zawsze mawiam pokaż mi jak się modlisz, a powiem ci jaka jest Twoja wiara.
Następny element oddalający nas od Jezusa i będący tez antyświadectwem to sprawa naszej czystość. Czystości serca i czystości ofiarowania siebie drugiemu człowiekowi. Jesteśmy dzień po dniu bombardowani erotyzmem. Bombarduje nas telewizja, bombarduje prasa. Ale to jest może najmniej ważne. Problem sięga głębiej i to jest bardzo tragiczne. Dziś młody człowiek chcący ofiarować siebie w darze i sercem i ciałem w sakramencie małżeństwa to obraz dla drwin. Życie w związku z jednym partnerem to nie na dzisiejsze czasy. Modele lansowane we współczesnym świecie zakładają zupełnie inny styl. To co jest wartością samą w sobie dziś stara się ukazać jako antywartość. To co jest normalne ukazuje się jako nienormalność. Potrzeba zatem czystość i wierności.
Jeszcze jedno co jest takie uderzające i co nas oddala od Jezusa to nadmierna aktywność, czy trzeba czy nie trzeba. Nie mamy czasu dla Boga, dla drugiego człowieka. Jest kapitalna anegdota w tej materii: rolnik miał ciężkie żniwa. Postanowił zatem już jesienią zadbać o nowy sezon, postanowił kupić kombajn. Zaczął załatwiać kredyty, dotacje z Unii i tak biegał od banku do banku od urzędu do urzędu. W końcu kupił wymarzony kombajn. I chciał pierwszy rozpocząć żniwa, ale kiedy wjechał na pole to zorientował się, że przecież nie jest obsiane. Tak, nadmierna aktywność, przestawienie hierarchii wartości może nas oddalić od Boga i drugiego człowieka.
Tak, tych przyczyn można znaleźć jeszcze więcej, ale w osobie Marii Magdaleny Jezus nam ukazuje jak to wszystko ominąć. Jak zatopić się w radości trwania przy Chrystusie, kroczenia każdego dnia za Nim. On dzięki takiej otwartości jak u Marii może nas prowadzić, tak jak przez Karmel w Spręcowie, przez czytelne, życie modlitwy prowadził mnie: Jest na naszej warmińskiej ziemi, na trasie z Olsztyna do Dobrego Miasta przepięknie położona wioska - Spręcowo. W pejzaż namalowany ręką Stwórcy, pośród jezior, lasów i pól wtopione są osady i gospodarstwa. W harmonię i rytm przyrody wpisany jest tutaj człowiek. Zwykła, spokojna wieś gdzie przyroda współgra z człowiekiem, gdzie człowiek w przyrodzie odnajduje Boga - Stwórcę.
Nie to jednakże przykuwa wzrok przechodnia, ale wbity w jedno ze wzgórz klasztor, klasztor ciszy, wyrzeczenia, modlitwy, kontemplacji Boga. Klasztor przypominający współczesnemu człowiekowi o istnieniu Boga - to po prostu - KARMEL; wspólnota Sióstr Karmelitanek Bosych żyjąca za kratą papieskiej klauzury. To dar nieustannej modlitwy dla świata, dla człowieka, dla Warmii i Mazur. Dar spotkania z ludźmi żyjącymi Bogiem. Spotkanie, które pozostawia niezatarty ślad, niezatarte wrażenie.
Przypominam sobie jak dziś, miało to miejsce prawie dwadzieścia lat temu - jako młody chłopak trafiłem podczas wakacyjnej wagabundy po raz pierwszy do furty klasztoru Karmelitanek Bosych - było to w Elblągu. Ksiądz Andrzej, jezuita pracujący wówczas w Piotrkowie podczas wyprawy na wybrzeże zaproponował nam odwiedzenie elbląskiego Karmelu, w którym realizowała swoje karmelitańskie powołanie s. Stella od Jezusa, pochodząca rodem, o ile dobrze sobie przypominam, z Piotrkowa. Pierwsze zetknięcie się z klasztorem karmelitanek wywołało zdziwienie - co krata! Dlaczego?
Wtedy jeszcze nie potrafiłem zrozumieć dlaczego taka postawa wobec Boga, wobec świata, mimo, że przecież za kilka tygodni sam miałem przekroczyć furtę seminarium duchownego. Dopiero rozpromieniona radością twarz siostry Stelli wiele wyjaśniła, rozwiała moje zwątpienie, moje wątpliwości w możliwość realizacji powołania zakonnego właśnie w ten sposób. Ta pierwsza wizyta pozostawiła niezatarty ślad. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy z tego, że to Bóg postawił na mojej drodze życia siostry w brązowym habicie ze szkaplerzem, siostry modlącej się za kratą. Dalsza przygoda powołania kapłańskiego wiodła różnymi drogami i znowu Bóg postawił siostry zza kraty na mojej drodze. Kiedy wydawało mi się, że Bóg wobec mnie ma zupełnie inne zamiary, Opatrzność Boża tym razem jeszcze studenta Szkoły Pedagogicznej zaprowadziła mnie w czasie wakacji do furty Karmelu. Tym razem był to Przemyśl. Rozmowa, a raczej późniejsza modlitwa siostry, której nie widziałem, której imienia nie znam, gdyż spotkanie odbywało się przez klasztorne tzw. koło, wyprosiła u Pana realizację mego powołania kapłańskiego. Bardzo głęboko w to wierzę i jestem o tym szczerze przekonany. Świadomość obecności modlitewnej siostry karmelitanki z tamtego spotkania towarzyszy mi do dzisiaj. Jest dla mnie bardzo ważne.
Następne spotkanie z Karmelem to już nasza ziemia warmińska - to Karmel Trójcy Przenajświętszej i Bożej Rodzicielki w Spręcowie. To spotkanie po latach z Karmelem jakże inne było od pierwszych. Dużo głębsze, jeszcze bardziej zachwycające i porywające. Tym razem to już realizujące się dzień po dniu powołanie kapłańskie, poszukiwanie źródła modlitwy, istoty ciszy i skupienia. Właśnie tam przez Karmel, w Karmelu i do Karmelu. Właśnie tam czuje się głębię Kościoła, mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa, Kościoła modlącego się. Tutaj bardzo wyraźnie uzmysławiam sobie prawdę, którą przypomniał nam sam Jezus "Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych" (Mt 4, 4). Uzmysławiam sobie prawdę o modlitwie i ciszy. My, chrześcijanie XXI wieku, chcemy często działania, aktywności. Zapominamy, że bez ciszy i modlitwy nie ma owoców działania. Zapominamy, że bez ciszy, modlitwy i ofiary nie ma wyproszonych łask, nawróceń. O tym przypomina mi Karmel.
Ostatnia moja wizyta była połączona ze sprawowaną we wspólnocie karmelitańskiej Eucharystią. To niesamowite przeżycie obecności Jezusa, Jego mocy. To skupienie modlitewne sióstr, przypominające, że przychodzący Gość jest najważniejszy. Ta podniosła celebracja misterium paschalnego, która mówi wyraźnie i bardzo czytelnie, że dokonuje się w sposób bezkrwawy znowu tajemnica Krzyża i Zmartwychwstania. Radość wymalowana na twarzach wynikająca z faktu spotkania z Panem, radość niesiona dalej w szczerym, serdecznym uśmiechu dla człowieka z drugiej strony kraty. Taki jest właśnie Karmel. Taki jest zakon Mniszek Bosych Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, widziany oczami z zewnątrz. Karmel widziany oczami kapłana i człowieka, w którego życie Bóg w przedziwny sposób wplótł tajemnicę karmelitańskiej modlitwy i sióstr zza klauzurowej kraty.
Niech nasze zamyślenie przybliży nas do spotkania z Jezusem. Niech Jego zmartwychwstanie będzie w nas faktem, a nie pustym frazesem.
Amen.