Postaci z Ewangelii prowadzą nas drogami Wiary
Jan Chrzciciel - prawda i tylko prawda
Mk 6, 14 - 29
Wpatrując się dzisiaj w postać św. Jana Chrzciciela, chcemy mocnym akcentem zamknąć nasze rekolekcyjne zamyślenie. Jakie przesłanie w nasze codzienne życie niesie z sobą osoba Jana Chrzciciela?
Otóż dobrze mu się przypatrując można znaleźć następujący punkt zaczepienia, który jest bardzo aktualny w dzisiejszym świecie, a jest traktowany bardzo po macoszemu - to jest prawda. Życie Jana Chrzciciela pokazuje normy praktyczne związane z czytelnością prawdy w naszej codzienności. Od samego początku działalności Jana była bezkompromisowa. Wszystko w jego życiu zamykało się w Jezusowym: "tak, tak, nie, nie, a co jest ponadto od złego pochodzi." Warto zatem się przyjrzeć jak z prawdą obchodzi się współczesna rzeczywistość, współczesny świat, czyli my sami. Jak ta rzeczywistości nakreśliła i nakreśla, dalej normy prawa Bożego i naszego prawa pozytywnego. Ilustruje to bardzo mocno wywiad w programie "Erly Show" z Anne Graham, córką Billy'go Grahama (znaczącej postaci kościoła protestanckiego) Jane Calson zadała jej pytanie, które w tym czasie rodziło się wśród wielu amerykanów: "jak Bóg mógł dopuścić do czegoś tak okropnego jak wydarzenie z 11 września?" Anne Graham odpowiedziała:
"Wydaje mi się, że BÓG był prawdziwie smutny tym co się wydarzyło na Manhattanie... na równi z nami, lub jeszcze bardziej! Był obecny! Jednak od wielu lat nieustannie mówimy Bogu by nie interweniował w naszych wyborach, chcieliśmy by odsunął się z
naszego rządu, by się wręcz usunął całkowicie z naszego życia. Bóg został w ten sposób wypchany poza obręb całego naszego społeczeństwa - zmuszono Go do całkowitego wycofania się, odejścia na bok. JAK WIĘC MOZEMY OCZEKIWAC JEGO BŁOGOSŁAWIEŃSTWA CZY OPIEKI, JEŻELI DAJEMY MU JASNO DO ZROZUMIENIA, ŻE MA NIE WCHODZIĆ W NASZE SPRAWY.
BÓG nie chce niczego na siłę. Wiem, że dużo osób ma wiele pytań i wątpliwości w związku z 11 września 2001 roku... zresztą nic
w tym dziwnego - zamach taki jak ten rzeczywiście daje do myślenia. To sprawa bardzo poważna... do głębokiego przemyślenia.... Jestem przekonana, że wszystko tak naprawdę zaczęło się wtedy, gdy Madeleine O'Hare (Jej ciało znaleziono niedawno - zabójstwo) zaczęła mówić o niestosowności modlitwy w szkołach amerykańskich, którą jak dotąd tradycyjnie odmawiano. Zgodziliśmy się z jej opinią... Następnie ktoś wspomniał o tym ,że byłoby lepiej gdyby nie czytano Biblii w szkołach... Biblii! która nakazuje nie zabijać, nie kraść, kochać bliźniego jak siebie samego. Zgodziliśmy się z tym... Zaraz potem, dr. Benjamin Spock zaczął zachęcać do nie karania dzieci, gdy ich zachowanie jest całkowicie nie właściwe. Twierdził bowiem, iż karząc dzieci, czy reprymendując, skrzywiamy ich formację i osobowość, a ich mniemanie o sobie może zostać w ten sposób zachwiane. /syn dr. Spock'a popełnił samobójstwo!/ A my na to z zachwytem odpowiedzieliśmy: "fachowiec! wie co mówi" i zgodziliśmy się na to! Później stwierdził ktoś, iż żaden z nauczycieli czy dyrektorów szkolnych nie ma prawa nakładać jakiejkolwiek dyscypliny, nawet przy złym zachowaniu dziecka. "Administratorzy szkolni" (by uniknąć negatywnych ocen lub procesów) zdecydowali wtedy, że żaden nauczyciel nie będzie miał prawa 'dotknąć'
dziecka A przecież różnica miedzy dyscyplina a upokarzaniem jest dla nas oczywista! I z tym się zgodziliśmy... Wtedy też ktoś zasugerował społeczeństwu, na pozwolenie młodym dziewczynom na legalna aborcje, jeżeli tylko taka ich wola. Niech nie mówią
o tym swoim rodzicom. Przyjęliśmy ten pomysł nie kwestionując go nawet! Następnie, któryś z uczonych członków ministerstwa szkolnego stwierdził, że chłopcy będą zawsze chłopcami, a mężczyźni i tak zawsze kończą na robieniu tego co nieuniknione,
a zatem należy dać naszym synom tyle środków antykoncepcyjnych, ile będą chcieli - niech bawią się do woli! Niech dostają je w szkole! Rzekliśmy: dobrze! Niektórzy, z dość znaczących, posłowie polityczni, orzekli, iż zupełnie nieważne jest to co każdy z nas robi w sferze prywatnej - byleby tylko nie zaniedbywał obowiązków zawodowych. Przytakując im, powiedzieliśmy, że jest nam obojętne, co dana osoba robi prywatnie, włączając w to naszego Prezydenta! Przestaliśmy wymagać moralnego postępowania - niech tylko nie przeszkadza ono w zawodach i równowadze finansowej. Rzucono potem hasło w sprawie wydawania pornograficznych czasopism, że jest to zupełnie zdrowa rzecz - proste podziwianie piękna ciała żeńskiego! - nazwano to wręcz "artystyczną ekspresją ". I z tym się zgodziliśmy! I powiedziano "Chodźmy! będziemy kręcić show w TV... i filmy, które promowałyby profanacje, przemoc, sex... - pobrudźmy miłość , pokażmy, że prawdziwa, odpowiedzialna, wierna, uczciwa relacja z kimkolwiek jest niemożliwa - jest poza modą! Nagrajmy muzykę, która zachęcałaby do gwałtu, narkotyków, morderstwa, samobójstwa, relacji z Szatanem! Rzekliśmy: To tylko takie małe odgałęzienie i nie ma żadnych skutków ubocznych. Nikt tego nie bierze tak naprawdę na poważnie... niech grają, niech nagrywają... Jeszcze raz wszystko wytłumaczyliśmy wolnością słowa....
A teraz zadajemy sobie pytanie o to dlaczego nasze dzieci nie mają sumienia... dlaczego nie rozróżniają zła od dobra, właściwego od błędnego, dlaczego nie przeszkadza im zabijanie ludzi - zarówno nieznajomych jaki własnych kolegów z klasy, krewnych... czy nawet samych siebie. Ameryka się dziwi??? Najprawdopodobniej, gdybyśmy zanalizowali to wszyto bardzo poważnie, stałoby się to zrozumiałe. Zbieramy to co zasialiśmy!!! Pewna mała dziewczynka napisała list do Boga : "Boże, czemu nie uratowałeś tamtego kolegi ze szkoły?". Jego odpowiedz pewnie brzmiałaby: "Kochane Dziecko!, nie pozwalali mi wchodzić do szkoły! W waszym społeczeństwie nie spotykam nikogo kto chciałby spełniać moja Wolę..." Zasmucające jest jak ludzie, tak po prostu, obwiniają Boga o wszystko i nie rozumieją dlaczego świat idzie gigantycznymi krokami ku piekłu. Smutne jest także to, że wierzymy we wszystko to o czym piszą gazety, w to co podają nam wszelakie media, a wątpimy w to co mówi Biblia! Smutne, że cały świat gotowy jest pójść do Nieba pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć w cokolwiek, ani myśleć, ani głosić o rzeczach dotyczących Boga! Smutne jest także to, gdy ktoś mówi: "Wierzę w Boga", ale idzie za Szatanem, który jako znak też wierzy w Boga - wie dobrze, że Bóg istnieje. Lubimy oceniać, ale sami nie lubimy być oceniani.
Ile potrafimy wysyłać żartów przez e-maile? One rozprzestrzeniają się w mig. A gdy staramy się wysłać cos o Bogu wiadomości zostają w naszych skrzynkach - boimy się dzielić, podawać wiadomości dalej! Budujemy powierzchowne relacje dlatego, bo nie chcemy by wśród przyjaciół/znajomych ktoś powiedział niewygodną prawdę - że czynimy coś źle. Zamykamy oczy na egoizm drugich, a oni w zamian zamykają oczy na nas - jaka to potworna iluzja! Smutne jest w końcu też patrzeć na to jak niemoralny i często wulgarny materiał krąży po Internecie... a dyskusje wolne o Bogu są momentalnie hamowane. Potrafimy godzinami rozmawiać o pustych banałach, próżnościach i intrygach, a na rozmowę o Bogu i z Bogiem... to nie mamy czasu! Ludzie przemieniają się w pustych chrześcijan! Zajmujemy się bardziej tym co o nas sobie pomyślą, niż tym co pomyśli o nas Bóg! Dlatego tez Bóg musi przebudzać Amerykę! - Ameryka zmusza Go do pozwolenia na taki 11 września!"
Bóg musi przebudzić świat. Jan Chrzciciel był głosem, bezkompromisowym głosem, który głosił prawdę. Dla współczesnego chrześcijanina jego postać jest znakiem jak prawdę weryfikować. Na czym ja opierać. Fundamentem prawdy jest Ewangelia. Przez jej pryzmat potrzeba spojrzenia na rzeczywistość. Jest szansą przemieniania tej rzeczywistość. Jan Chrzciciel pokazał to kiedy po chrzcie w Jordanie wypowiedział te mocne w swojej wymowie słowa: teraz ja muszę się umniejszać, a On musi wzrastać. Tak, teraz On musi wzrastać, natomiast nasz egoizm, nasza, pycha, nasze życie na własny rachunek i eksperymentowanie na samych sobie musi się umniejszać. Jan pokazuje, że wszelkim źródłem odniesień jest Bóg. Zwraca swoją osobą uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt relacji związanych z prawdą, z życiem w prawdzie - nie ma możliwości technicznych, wchodzenia w układy z kłamstwem, ze złem, nie można zawierać kompromisów z szatanem i grzechem. Takie postępowanie na samym początku zakłada z góry przegraną człowieka. Bóg nas, przez osobę Jana budzi, pokazuje, aby odczytywać właściwie codzienność. Ona musi prowadzić do Boga, a nie od Niego oddalać. Potrzeba, żeby rzeczywistość oglądać w świetle Ewangelii. Wtedy będzie ona prawdziwa, bez pozorów dobra. To jest bardzo konkretne zadanie przed, którym Jezus nas stawia. I jest ono do zrealizowania. Jan Chrzciciel to udowodnił. Prawda była dla niego nadrzędną wartością. Wartością aż po śmierć męczeńską.
Bóg chce, aby nasze życie codzienne było prawdziwe. Co to znaczy? Autentyzm prawdy to nic innego jak świętość. Zostaliśmy do niej powołani. I chodzi tu o świętość, nie jakąś cukierkową, taką cieplutką, ale o realną. Zdobywa się ją tutaj w naszych środowiskach. W tych najmniejszych szczegółach, drobnostkach. W wykonywaniu zadań życiowych, relacjach między ludzkich, w rodzinach. Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty mówi Bóg. Prawda was wyzwoli słyszymy od Jezusa. Boża prawda wyzwoli nas ku świętości. Bardzo mocno dotarło do mnie co znaczy żyć prawdą i być heroldem tej prawdy w osobie bardzo młodego człowieka. Posłuchajcie jak prawdę Boga i prawdę o Bogu rozumiała i jak ją przeżyła bardzo młoda osoba.
W dniu 17 lipca 2000 roku odeszła do wieczności 22 letnia Luiza, córka moich dobrych sąsiadów i przyjaciół z rodzinnej miejscowości. Mieszkali niedaleko, na sąsiedniej ulicy. Kiedy byłem jeszcze uczniem studium i później studentem seminarium całe to towarzystwo wzrastało na moich oczach. Początki ich szkoły podstawowej, później średniej. Obecność całej rodziny Luizy na moich prymicjach, wielka pomoc w tym szczególnym czasie, ale też niesamowity dar modlitwy, który wnosili w moje życie. W liceum jak grom z jasnego nieba całą tę rodziną wstrząsnęła wiadomość - Luiza jest chora na przewlekła białaczkę. Długi proces leczenia, chemia i inne środki lecznicze. Wiele cierpienia tego młodego człowieka. Ale co zastawiające, co mocne, szarpiące, to fakt ciągłego uśmiechu na jej twarzy. Uśmiechu, który płynął z wiary w Boga, osobowego Boga. I dzisiaj z perspektywy czasu, mogę powiedzieć jedno Luiza wiedziała, czym jest wiara w Niego, czym jest przygotowanie na spotkanie z Panem, czym jest świadectwo o Nim. Ona dobrze się przygotowała na spotkanie ze swoim Bogiem - Jezusem, dobrze, celująco złożyła świadectwo, że w Niego wierzy. Ona była po prostu świadkiem wiary w żyjącego Jezusa. A kim my jesteśmy?
Tak Jan Chrzciciel poprowadził nas w rozumienie prawdy. Niech prawda o Bogu, który kocha człowieka po krzyż prowadzi nas w czas wielkich tajemnic naszej wiary, które już niedługo będziemy przeżywali.
Amen.